niedziela, 22 listopada 2020

Kiwa, Jegor, Cimafiejewa, Gylys, Ciłyk, Stelmasiak, Bogan

I

Ija Kiwa

BIAŁORUSKA PÓŁNOC

pamiętasz wczoraj nazwaliśmy się ludźmi
i wyszliśmy na place jak grzyby na powierzchnię

zapłonęliśmy nad lasem jak zapałki o czerwonych twarzach
a zające niedźwiedzie i wilki nas precz poniosły na rękach

nad polesiem wstaje nowe powietrze
tak myśleliśmy – mówiąc na głos: czarnobyl
wspominaliśmy partyzantów i najemników

nie chcieliśmy wojny lecz ona chciała nas tak
jak człowiek który przeżył blokadę łaknie chleba

to jest śmiertelne –myśleliśmy –
lecz śmierć w brzeskich błotach zginęła
a teraz nie ma kto nas zjeść

my nie żyjemy – my żujemy
puste kiszki dyktatury
jak górnicy zapełniający ciało ziemi
zgniłymi pomarańczami kasków

rewolucja to białoruska północ brzęcząca w żołądku
piekło które młoteczkami bije po wargach
gdy świat nam rozrywa przełyki smyczkami milczenia

to muzyka głodu dzwoniąca w zębach przyszłości
która próbę zaczyna już teraz

*

БЕЛАРУССКАЯ ПОЛНОЧЬ

ты помнишь вчера мы назвались людьми
и вышли на площади как грибы на поверхность

как спички с красными лицами мы загорелись над лесом
и зайцы медведи и волки нас прочь понесли на руках

над полесьем встаёт новый воздух —
так думали мы — а вслух повторяли: чернобыль
вспоминали партизан и карателей
-
мы не хотели войны но она хотела нас так
как человек переживший блокаду мечтает о хлебе

это смертельно — думали мы —
но смерть утонула в брестских болотах
и теперь нас некому съесть

мы не живём — мы жуём
пустые кишки диктатуры
как шахтёры, заполняющие тело земли
гнилыми апельсинами касок

революция — это гудящая в животе беларусская полночь
ад, молоточками бьющий нас по губам
пока мир разрывает нам глотки смычками молчания

это музыка голода, звенящая в зубах будущего,
начинающего репетицию прямо сейчас

Przełożył Jakub Sajkowski

*














Ija Kiwa (1984) – ukraińska poetka, tłumaczka i dziennikarka. Urodziła się w Doniecku, w 2014 – na skutek działań wojennych na Donbasie – przeprowadziła się do Kijowa. Absolwentka filologii Donieckiego Uniwersytetu Narodowego. Wiersze pisze po rosyjsku i ukraińsku. Autorka książek poetyckich: „Podalsze ot raja” (2018) i „Persza storynkazymy” (2019). Przetłumaczyła na język ukraiński powieść Marii Galiny „Autochtoni”. Przekłada wiersze współczesnych poetów ukraińskich, białoruskich i polskich. Jako tłumaczka i redaktorka współpracuje z projektem PJ Library na Ukrainie, popularyzującym żydowskie książki dla dzieci. W Polsce jej wiersze były zamieszczane w Babińcu Literackim, Śląskiej Strefie Gender, ArtPapierze, Wizjach (tłum. Aneta Kamińska), Helikopterze (tłum. Tomasz Pierzchała) oraz w antologii „Ukraińska Nadzieja” (tłum. Karolina Olszewska).

Jakub Sajkowski (ur. 1985) – poeta, lektor języków, tłumacz. Opublikowane książki poetyckie: Ślizgawki (2010), Google Translator (2015), Zestaw do kaligrafii (2018). Wiersze publikował m.in. w „Arteriach”, „Dwutygodniku”, „Art Papierze”, „Stonerze Polskim”, czy lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Finalista i laureat kilku konkursów poetyckich. Redaktor prowadzący działu „Przekład” w projekcie Śląska Strefa Gender. Laureat stypendium artystycznego miasta Poznania i Medalu Młodej Sztuki.


II

Roma Jegor

Francuskie czekoladki

Tata mówi że zabawki chłopców
muszą być drogie
rower land rover wszechświat
i kobiety w nim jak obłoki zapachów od Armaniego

mama mówi że dziewczynki
niewiele kosztują
lalka igła z nitką
garnuszek do zabawy w dom
dalej tylko broszka z Jablonexu
i słowa jak francuskie czekoladki

później już same sobie złożą
mikrooskop do szukania igły w stogu
albo ziarenka co uwiera nocą
dziewczyny o obgryzionych paznokciach
pachnące groszkiem

z książki Salamandra, 2008

*
Dlaczego ten? Bo jak patrzę wstecz, a wiersz jest już mocno posiwiały ( pisany za czasów Ligi Polskich Rodzin, obradujących w Sejmie na temat zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej ! ), to widzę, że niewiele się zmieniło i dalej nie zanosi się na zmiany, a wręcz przeciwnie. Znowu kobiety są traktowane jak ozdobne przedmioty, albo użyteczne maszynki do prowadzenia domu i rodzenia dzieci. I najwięcej o nich samych chcą decydować i decydują mężczyźni. Dziewczynka? Świetnie. Dziewczynki są grzeczniejsze, zaradniejsze i mogą sobie najwyżej popyskować... w piaskownicy, zanim poznają kto tu właściwie rządzi.
*














Roma Jegor Mieszka i pracuje w Mikołowie.
Członek ZLP – Oddz. w Krakowie, oraz Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego w Katowicach. Laureatka konkursów poetyckich i autorka czterech tomików wierszy: „Wieczór w kocim futrze”, „Bieleją księżyce paznokci”, „Salamandra” i „Tatuaż na jabłku”.
Wiersze przedstawiane były w Akancie, Śląsku, SosnArcie, Arkadii, Migotaniach, Znaj, Lamelli, Hybrydzie, Literacie Krakowskim, LiryDram, a także w antologiach, oraz na internetowych stronach PKPzin, Polis2008, Fragment, Parnas, Modowo, Poeci Po Godzinach, sZAFa, zlp-kraków-pl, Poeci.pl i w Śląskiej Strefie Gender. Również w audycjach poetyckich Macieja Szczawińskiego, na antenie Radia Katowice i Radia Kraków. Od paru lat (leniwie) przymierza się do wydania następnej książki, ale, póki co, można czytać jej nowe wiersze i teksty „dobranocne” na Facebooku.


III

Julia Cimafiejewa

Gramatyka grabieżcy

Nowa mowa zdziera gardło,
wojuje z ojczystą.

Warczy i łasi się,
szczebiocze i ślini się,
kłania się i klnie,
ostry, obmierzły, brudny
język-zdrajca.

Nie niemy i nie mój,
wyrywa się z jamy ustnej,
wyrzuca obce słowa,
plądruje pamięć,
ustanawia prawa
gramatyki grabieżcy.

Łże i okłamuje,
obmawia mnie i omamia, rani
i nożem przecina…

Zarasta pole bitwy,
goją się rany,
a ja wciąż jestem posłuszna
władzy wrogiego języka.

tłumaczył Jakub Sajkowski

*










Julia Cimafiejewa - białoruska poetka, tłumaczka, współzałożycielka i redaktorka internetowego magazynu literackiego „PrajdziSvet” (prajdzisvet.org). Autorka tomików „Księga błędów” (2014), „Cyrk” (2016) i „ROT” (2020). Jej wiersze były tłumaczone na język angielski, szwedzki, niemiecki, czeski, ukraiński i inne. W 2018 ukazał się pierwszy zbiór wierszy po polsku, pt. „Cyrk i inne wiersze” (w tłumaczeniu Bogdana Zadury). Jest zwyciężczynią konkursu dla młodych autorów „Exlibris”, organizowanego przez Związek Pisarzy Białoruskich. Jej tomik „Księga błędów” znalazł się na liście nagród literackich „Debiut”. W 2018 roku razem z dwoma innymi tłumaczami otrzymała nagrodę literacką „Debiut” za przekład Charlesa Bukowskiego.

Jakub Sajkowski (ur. 1985) – poeta, lektor języków, tłumacz. Opublikowane książki poetyckie: Ślizgawki (2010), Google Translator (2015), Zestaw do kaligrafii (2018). Wiersze publikował m.in. w „Arteriach”, „Dwutygodniku”, „Art Papierze”, „Stonerze Polskim”, czy lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Finalista i laureat kilku konkursów poetyckich. Redaktor prowadzący działu „Przekład” w projekcie Śląska Strefa Gender. Laureat stypendium artystycznego miasta Poznania i Medalu Młodej Sztuki.


IV

Beth Gylys

Kłopot z wierszami miłosnymi o mężczyznach

Oni nie są zrobieni z krągłości i z cieni.
Oni nie noszą spódnic aby oko drażnić,
nie odrzucają włosów, nie kołyszą ciałem.
Tak ciężko rozpakować mężczyzn w wyobraźni:
rys bioder lub pośladków pod wzorem kieszeni
w ciasnych wyblakłych dżinsach — a gracji w tym wcale.

Brylantyna na lokach lub rzadkiej urody
brzuch kwitnący nad paskiem. To sztuka malować
mężczyzn w dogodnym świetle. Lepiej gdy pan młody
jest tworzony od podstaw. Musi wypełnić frak
ciałem tak wyrzeźbionym, że klatka piersiowa
zwęzi się w dół ku talii. Jednak wciąż ciężko tak

uchwycić urok mężczyzn, ich wdzięki obronić!
Wzgórek między nogami też mąci rysunek
i zwykłe ciał kontury. Gdy się ją odsłoni,
bulwa to ledwo kijek. Bierze nas pogarda.
Trudno żywić dla mężczyzn życzliwy szacunek.
Próbujemy. Ich miłość z reguły jest twarda.


Przełożył Janusz Solarz

Beth Gylys

The Trouble with Love Poems about Men

They're not of curves and shadows made.
They don't wear skirts to swoop and tease
the eye, nor toss their hair, nor sway.
So arduous to package men to please:
a slant of hip, or buttocks tucked in faded
jeans — they lack aesthetic flair. A spray

of curls might fan their brows, or bellies bloom
above their belts. To paint men in the best
of light requires certain skill. The groom
looks better if he's built. He'll fill
his tux with sculpted flesh. His chest
will taper to the cummerbund. Still,

what work to capture men's appeal!
A rise between the legs will also shade
and shape their usual lines. Alas, revealed,
the bulge is but a stick. We live dismayed.
It's difficult to bring men warm regard.
We try. Their love is always hard.

*









Beth Gylys (1964) jest obecnie profesorką „creative writing” na Georgia State University w Atlancie. Nasze drogi skrzyżowały się na krótko w 1989 roku, gdy ja kończyłem studia na Syracuse University, a ona zaczynała swoje. W 2019 roku, gdy byłem w Atlancie, umówiliśmy się na spotkanie, ale zgubiłem się w dość podejrzanej okolicy i na spotkanie nie dotarłem. Gylys ma nawet doktorat (!) z twórczego pisania (kilka amerykańskich uniwersytetów oferuje taką opcję) z University of Cincinnati. Poetka pisze głównie uciekając się do form tradycyjnych, powszechnie uważa się ją za mistrzynię vilanelli.

#DZIEŃMĘŻCZYZNY


V

Iryna Ciłyk

***

Z przyzwyczajenia stawiać dwa kieliszki,
potem zabierać jeden;
znajdować czołg, dorysowany ręcznie
w książce ze Świnką Peppą;
znać imiona nigdy niewidzianych kobiet,
nigdy niewidzianych mężczyzn, obok których śpisz;
palić czasem, czasem płakać;
chować twoje cywilne buty na antresolę;
...cukierki, kask – odpowiadać dziewczynce z poczty;
uczyć się alfabetu sektorów – A, B, C...;
i być samą,
przede wszystkim, w tym festiwalowym,
tym karnawałowym breughlowskim tłumie;
włączać specjalną twarz dla wszystkich,
którzy ze specjalną twarzą pytają, jak się mam;
nie spać czasem, czasem spać;
przerzedzać mechanicznie grono znajomych
na korzyść tych obcych, tych swoich
w gorkach, pikselkach czy brytankach;
iść po chleb i stać z chlebem, łamać chleb
złymi, złymi palcami
tak skrupulatnie,
potem ptakom ofiarować;
i mieć kilku mężczyzn:
teraz do mnie za każdym razem wraca inny,
zdaje się, że to ty?
Ale będzie dzień – postawię dwa kieliszki
i ktoś w tobie uśmiechnie się zmęczony,
a ja pomyślę: no dobrze,
znam cię, masko.

Przetłumaczyła Aneta Kamińska

*














Iryna Ciłyk (ur. 18.11.1982) – poetka, prozaiczka i reżyserka. Urodziła się i mieszka w Kijowie. Absolwentka Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Teatru, Kina i Telewizji. Pracuje jako reżyserka oraz asystentka reżysera. Zrealizowała krótkometrażowe filmy: „Wdoswita” (Blue Hour; 2008), „Pomyn” (2012), „Dim” (2016), „Tajra” (2017). Jej pełnometrażowy film dokumentalny „Ziemia jest niebieska jak pomarańcza” (2020) otrzymał nagrodę za reżyserię na festiwalu niezależnego kina Sundance Film Festival w USA oraz kilka innych ważnych nagród, w tym Grand Prix festiwalu Millenium Docs Against Gravity w Polsce. Autorka książek poetyckich: „Ci” (2007) i „Hłybyna rizkosti” (2016) oraz prozatorskich: „Pislawczora” (2008), „Rodymky” (2012) i „Czerwoni na czornomu slidy” (2015). W Polsce jej wiersze były publikowane w Babińcu Literackim i ArtPapierze, a także w antologiach: „Wschód – Zachód. Wiersze z Ukrainy i dla Ukrainy” (2014; tłum. Aneta Kamińska) oraz „Listy z Ukrainy. Antologia poezji” (2016; tłum. Marcin Gaczkowski).

#środyzAnetąkamińską


VI

Jolanta Stelmasiak

Tao księgowej

1.
Czy pani jest niewierząca ?

- Nie wiem, nigdy
nie miałam czasu sprawdzić
którą cyfrą jest Bóg ...

2.
pójdę do nieba
jeśli niebo jest
znajdę do niego drogę

dawno ukryłam w szafie
buty
na tę okazję

3.
nieznany mi patronie
wszystkich księgowych
módl się
za nami

*














Jolanta Stelmasiak (1967) – od zawsze mieszka we wsi Grzybów w województwie łódzkim. Wydała cztery książki poetyckie: Wiersze (Towarzystwo Przyjaciół Szadku, 1998),
Kiedyś będę szczęśliwą staruszką (Wyd. Tygiel Kultury, Fundacja ANIMA, Łódź 2003), To moje żaby ( Wydawnictwo SIGNO, Kraków 2017), Słońca może dziś nie być ( Wydawnictwo Kwadratura, Łódź 2017). Jej wiersze były publikowane w „Tyglu Kultury”, „Latarni Morskiej” „Migotaniach, Przejaśnieniach”, „RED.zie”, „Cegle”, „Akcencie”, „Poezji Dzisiaj”,„Akancie”, „Gazecie Malarzy i Poetów”,”LiryDram”, „Suplemencie”, „Radostowej”, „Metaforze”, „Własnym Głosem”, „Obrzeżach”, „W Kręgu Literatury”, w prasie regionalnej, licznych almanachach pokonkursowych i antologiach. Jest laureatką wielu ogólnopolskich konkursów literackich, między innymi otrzymała I nagrodę na XXIII OKP im. Poświatowskiej w Częstochowie w 1999r.

Zdjęcie autorstwa Pawła Oleszczuka.


VII

Louise Bogan

Piosenka Don Juana

Gdy piękno pęka i w proch się sypie,
Nie czuję żalu, tylko się dziwię.
Gdy po miłości zostają szczątki,
Z tej kruchej muszli nie chcę pamiątki.
Nigdy po drodze z tym mi nie było,
Który nie wiedział, że nie trwa miłość.
Nigdy kochanką moją nie była
Ta, która koniec miłości śniła.
W co mędrzec wątpi, w to wierzy ciołek—
Kogo więc miłość wywodzi w pole?

Przełożył Janusz Solarz

Juan’s Song

When beauty breaks and falls asunder
I feel no grief for it, but wonder.
When love, like a frail shell, lies broken,
I keep no chip of it for token.
I never had a man for friend
Who did not know that love must end.
I never had a girl for lover
Who could discern when love was over.
What the wise doubt, the fool believes—
Who is it, then, that love deceives?

*














Louise Bogan (1897-1970) to maerykańska poetka, która była pierwszą kobietą uhonorowaną jako konsultantka do spraw poezji przy Bibliotece Kongresowej (1945). Wychowała się w stanie Maine, w biednej irlandzkiej rodzinie. Dzięki zamożnej patronce rozpoczęła studia na Boston University, ale zaprzestała po pierwszym roku. W 1920 roku wyjechała na kilka lat do Wiednia, ale cierpiała tam z samotności. Po powrocie do Nowego Jorku, poświęciła się karierze poetki, co nie było łatwe dla kobiety z niepełnym wykształceniem i z biednej rodziny. W latach trzydziestych ubiegłego wieku była aktorką w ognistym romansie z Theodorem Roethke, nieznanym jeszcze, ale później renomowanym poetą.

#poniedziałkizJanuszemSolarzem

niedziela, 15 listopada 2020

Ka Klakla, Czarnecka, Dimitrowa, Morawiec, Szyjan, Dobrzańska, Graham

 I

Ka Klakla

sakramenty

kiedy już wszyscy odzyskamy godność
będziemy żyć według prawa naturalnego
nienormatywne noworodki (ocalone z rzezi
nienarodzonych) ochrzcimy i pochowamy
w szafach zamkniemy w klatkach a nasz pan
ożeni się z morzem (stan cywilny – wdowa)
wtedy nastanie królestwo nie z tego świata
najwierniejszym odrosną skrzydła i zaświecą
aureole
trwoga
nadchodzi ostatnia godzina
nie jest kurwa dobrze pogańskie drzewa
karczowane na papier zamknięci czekamy
na powtórne wyjście 30 milionów kart
głosujemy za niebem

grabię łuski miny niewypały niech służą
do mszy
rosną mi rogi chowam je w chuście
monitoring ruchu warg pulsu białej
gorączki gaszę światło zakaz gromadzenia
bezwolność słowa obiecuję że wrócę
i idę do piekła

*














Ka Klakla – urodzona w Krakowie. Studia magisterskie i doktoranckie na Wydziale Architektury PK , studia pedagogiczne, literackie studia podyplomowe UJ. Pisze, maluje, projektuje, redaguje, fotografuje. Nie gra i nie śpiewa, ale słucha i tańczy. Dla słabszych ma serce, a dla wrogów – topór.

Poezja: Babiniec Literacki - publikacje na stronach i nagrody w konkursach. Nominacja w kategorii debiut w 7 Konkursie Poetyckim Fundacji Dużego Formatu 2019, nominacje w Ogólnopolskim Konkursie na Autorską Książkę Literacką Świdnica 2019 za tomik Córka Ewy, siostra Kaina, wyróżnienie W XV konkursie im. K. Ratonia 2019, Antologia poezji 111 Babiniec Literacki i FDF 2020, Fraza nr 1-2 2020 pismo literackie wyd. Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne Fraza , Almanach wierszy doraźnych Biuro Literackie 2020, Żałoba po kocie – FDF 2020 (w druku)
Proza: Powieść Łotrzyca – Nagroda główna w IV edycji konkursu im. M. Słomczyńskiego, Księgarnia Akademicka 2020 (w druku), antologia Następni – Księgarnia Akademicka 2019, antologia SLApidarni – Księgarnia Akademicka 2019, dzienniki pandemii Jutro nie mieści się w głowie Blue Bird 2020 (w druku), nominacja w Ogólnopolskim Konkursie na Autorską Książkę Literacką Świdnica 2020 za zbiór opowiadań Pobudka.


II

Krystyna Czarnecka

Symfonia niedokończona

I
mamo, ty umrzesz? zagrajmy w sen dla misiów i lalek.
nie było Dorotki ze sztywną nogą, w drodze do krainy,
Tomka z guzami na palcach i Karlssona z Gałęzi.
zagrajmy w sen.

mamo, ty umrzesz? umrę. zagrajmy w podróż. niech warczy
samochodzik na baterie. zabierzmy domek z klocków
i pierwszy poranek, jakby wykluł się właśnie w jaskółczym gnieździe
nad oknem.

mamo, ja umrę? zagrajmy w berka,
w berka zagrajmy lub w chowanego. ukryję cię przy piersi,
schowam pod sercem, pod sercem schowam, jak opłatek srebrzysty,
ze śniegu.

mamo, ja umrę? umrzesz.
zagrajmy o czarnego konia, o Piotrusia, o sześć na kościach.
na skrzypcach, wiolonczelach, altówkach, o twoje wiem: urodzimy się
raz jeszcze .

II

zagrajmy na ten sen. Dziadkowi Piaskowemu na powieki,
dla Dziadka Mroza na szron wczesny, którego miało nie być,
smyczkami na banieczkach mydlanych, na paluszkach,
na palcach.

ukołyszmy krzesła przed drogą i zagrajmy, zagrajmy na podróż.
spójrz, we wstecznym lusterku płyną domki, nie domki,
to dźwięki, niskie płotki, a wyżej drażnią daszki blaszane.
to domki.

zagrajmy na tej łące pomiędzy drzewami, w łapane zagrajmy.
biegnijmy, biegnijmy. jaskółki sfruwają z klawiatury fortepianu
i trzmiele drżą w dzwonkach. zagrajmy, zagrajmy w słuchane,
w schowane.

mamo, ty umrzesz?
czy to liście zerwane z powróseł tak szumią czy łzy?
mamo, ja umrę ?
czy to strumień zerwany ze smyczy tak szumi czy łzy?

III

zagramy ten szkic jak najdoskonalej, w chłodzie i wilgoci
lub w ogniu wirującym jak dziecięcy bączek.

*
Jest to dla mnie najważniejszy wiersz, ponieważ ze wszystkich, jakie napisałam, tylko ten ściska mnie za gardło, ilekroć go czytam.
*


Krystyna Czarnecka – arteterapeutka i trenerka umiejętności społecznych, absolwentka Studium Literacko-Artystycznego UJ.

Fot. Jagoda Graboś


III

Błaga Dimitrowa

Kobieta w drodze

Tyle przeszkód i pułapek
na tym ciągle męskim świecie.
Za każdym węgłem zasadzka
i aroganckie zaczepki.

Ulice śledzą cię bacznie,
rozbierają spojrzeniami.
Samotna kobieto w drodze,
jedyną twoją obroną
jest twoja ufna bezbronność.

Nie uczyniłaś z mężczyzny
protezy, aby się oprzeć,
drzewa, aby wytchnąć w cieniu,
muru, co chroni przed światem.
Nie wstąpiłaś na mężczyznę
jak na most czy trampolinę.
Samotnie ruszyłaś w drogę.
Chcesz go spotkać i pokochać,
jak kocha równy równego.

Czy zawędrujesz daleko,
czy zabłądzisz bez ratunku,
czy oślepniesz od przestrzeni,
nie wiesz, lecz idziesz wytrwale.
I jeśli nawet klęskę
poniesiesz w połowie drogi,
twój marsz liczyć się będzie.
Samotna kobieto w drodze,
idziesz pomimo wszystko,
pomimo wszystko
nie chcesz się zatrzymać.

Nie zniósłby żaden mężczyzna
tej samotności,
jaka jest udziałem kobiet.
Mrok strzeże twoich drzwi
na klucz zamkniętych.
Nocą nigdy nie wyruszasz,
samotna kobieto, w drogę.
Dopiero słońce jak klucznik
przestrzeń przed tobą otwiera.

A wędrując tak przez świat
nie oglądasz się płochliwie.
Każdym swoim krokiem ufasz
nieznanemu człowiekowi,
którym długo cię straszono.
I stukają twoje stopy
ludzkie a nieustraszone
po wybojach, po kamieniach
tylekroć deptanej ziemi,
która także jest kobietą,
samotną kobietą w drodze.

Przełożyła Wisława Szymborska

*













Błaga Dimitrowa (1922 - 2003) – bułgarska poetka, tłumaczka i polityk. Była zamężna. W 1967 zaadoptowała wietnamską dziewczynkę.


IV

Anna Morawiec

dziewczynka z obrazu

jasne pasemka odgarnia za ucho i patrzy
prosto w moje oczy – uśmiecha się odkąd pamiętam

myślałam o niej, czy ktoś kiedyś wrysował jej szpaki
we włosy, czy wyczesywał loki, czy była zmyślona

do tej pory tam mieszka, czy z mężczyzną, czy sama
ogarnia pokój oddechem, przez otwarte okno

wpatrzone w siebie – niezmieniona z piegami na nosku
i ja – zmienna, przemienna, brzemienna w pytania

powiedz mi, czy się spotkamy, czy pościel
będzie zwyczajnie biała, wino zwyczajnie czerwone

czy na Miodowej, na Kazimierzu, czy morze
z twojego świata widzi o nas więcej – głębinę
czy warto w nią wskoczyć

*














Anna Morawiec (1970) – krakowianka, zamieszkała na Powiślu Dąbrowskim, laureatka kilku konkursów poetyckich, m.in. Konkursu Literackiego Miasta Gdańska im. Bolesława Faca za zbór wierszy: „Szarlotka, czyli co się robi, żeby nie robić tego, co powinno się robić”(2015), XXVII konkursu literackiego im. Jana Krzewniaka w Karczewie (2016), nagrody specjalnej II Małopolskiej Nagrody Poetyckiej „ Źródło” (2018). W tym roku zajęła III miejsce na Głogowskich Konfrontacjach Literackich. W podróżach do siebie, wśród wielu miłości, poezja i rysunek zajmują ważne miejsce w jej życiu. Jej światy wewnętrzne miewały przygody w różnych antologiach pokonkursowych.


V

Haśka Szyjan

SUSHI for BREAKFAST

...Bo ja nigdy nie byłam kurwą
Dlatego mam ładną cerę
Tak stwierdza babcia
Która żebrze niby nie z biedy
Tylko dlatego właśnie że potrzebuje pogardliwie poinformować
Te drapieżne młode kociaki
Które po prostu na środku miasta
Pożerają surową rybę owiniętą w ryż
Że ona właśnie nigdy nie była kurwą
Natomiast one nie mają żadnego wstydu
Nie to że przez nieludzkie jedzenie
Ale nawet kiedy wchodzą do sklepu Truskawka
Graniczącego z oknem babci
Zawieszonym brudną czerwoną szmatą
(Tak że można wziąć go za pokoik
Do bonusowego peep-show przy zakupie powyżej 1000 hrywien)
Ona przecież nigdy nie była kurwą
Nie nosiła przezroczystych sukienek musztardowych w groszki
Przez jakie prześwituje czarna bielizna
Pasiastych jaskrawych też nie nosiła
Jak i spodni odsłaniających brzuch i przedziałek między pośladkami
Słońcu podstawiała chyba plecy w polu
I tym nigdy nie wywoływała niekontrolowanych spojrzeń
Dorosłych mężczyzn od budowlańców po posłów
(I w oddzielnej kategorii profesorów i innych intelektualistów)
Nie omawiała z przyjaciółkami rozmiarów tych
Czy innych mężczyzn
Nie wrzeszczała do nich jak pijane stadko wiosennych ptaków z balkonu
Nie masturbowała się od 9 roku życia i nie uprawiała seksu od 13
(Co ogólnie jest normalne zgodnie ze statystyką magazynu „KRAJ”)
Niczego nie wiedziała o owulacji
I nie wyobrażała jej sobie jako dojrzałego słońca żółtka
W czerwonej lornetce rur na prześwit
(Tak jakby się stało z otwartymi ustami pod słońce)
Więc nie wyczuwała jej w swoim ciele
Nigdy nie wsiadała do przypadkowych samochodów
A nieprzypadkowych po prostu nie było
W transporcie publicznym kiedy miała osiem lat
Nikt nie przyciskał do niej zboczonej erekcji
Nie czekała na telefony ani wiadomości od mężczyzn i operatorów taksówek
Ani zaproszenia do tańca
A już na pewno nie dzwoniła nigdy sama
(Ani w wieku 15 lat z przychodni po szkolnych badaniach ani później)
Niemoralnymi jednoznacznymi propozycjami
Nie starała się nikomu dogadzać jak biblijna nierządnica
Nie czekała na powroty z delegacji wojska pracy
Bo po prostu nie chciało jej się czekać na tych którzy stamtąd wracali
Podobnie jak i cieszyć się z kolejnej spoconej miękkości
Czy jędrnej brzemienności brzucha
Nie malowała wina na ustach pomadką po omacku
Nie patrzyła wiecznie rozszerzonymi jak po amfie źrenicami
Prosto w oczy ogólnie cudze ale nie da się powstrzymać
Nie wychodziła nad ranem i nie wyjeżdżała pod wieczór
Z poczuciem uskrzydlonego szczęścia że się nigdy więcej jego (jej) nie zobaczy
Wypuszczając wszystko co było razem z dymem przez nozdrza
Pojęcia nie miała co to takiego fling swing nie w porę podarte pończochy
Ani plamy i dziurki od papierosów na ubraniach
Co to takiego miłość zresztą też nie pojmowała
Bo nie wywąchiwała w jego włosach zapachu swoich dzieci
Nie ładowała baterii z jednym i nie rozładowywała z innym
Nie zakochiwała się sezonowo
Nie przyjeżdżała do kogoś na pierwsze zawołanie
Wiedząc z góry że nie wysypia się w cudzych łóżkach
Tylko w swoich niechby tymczasowych i przypadkowych
I z nikim nie to że z każdym nie było tego krótkiego momentu
Kiedy naprawdę go się kocha
Chociaż to niby tylko seks
Po prostu wniknięcie bardzo głębokie i nacisk na wszystkie punkty prawidłowy
Nie czuła się facetem który potrzebuje jakichś hamulców i kotwic
Żeby zacząć wyszywać na tamborku
Nie nastrajała się na cudze kamertony
Przejrzały arbuz flashbacków
Nie padał nigdy do nóg przed świtem na drodze z dworca
Nie pękał jak głowa od bólu
I nie zachlapywał stóp ohydną lepkością
Naprawdę najsmaczniejszego na świecie owocu
Jeśli go schłodzić i na czas prawidłowo podać
A nie mieszać z nagrzanym kurzem i asfaltem
Nie reagowała boleśnie kiedy do jej giętkiej tęczówki
Udawało się przylepić innej bańce mydlanej
I zaczynała się walka kto kogo pochłonie
Podnosząc w powietrze
I ta walka zawsze kończyła się wewnętrzną Hiroshimą
Dobrze jeśli tylko dla jednej osoby
Od tego wszystkiego ochroniło ją tylko to że nie była kurwą
Tak mogłaby pomyśleć ta babcia
Choć mnie się wydaje że ona raczej po prostu nie była
A ja jestem

Przetłumaczyła Aneta Kamińska

*













Haśka Szyjan (1980) – ukraińska pisarka, poetka i tłumaczka. Mieszka we Lwowie i Kijowie. Jej debiutancka powieść „Hunt, doctor, Hunt” w jednej trzeciej została napisana na telefonie komórkowym. Jej druga powieść „Za spynoju” w 2019 roku jako pierwsza książka ukraińska otrzymała Nagrodę Literacką Unii Europejskiej, wyróżniono ją również na Ukrainie: nagrodą czytelników telewizji Espresso oraz nagrodą LitAkcent Roku. Tłumaczka powieści DBC Pierre’a „Lights out in Wonderland”. Stworzyła projekt artystyczny „Batrachomiomachia”.


IV

Małgorzata Dobrzańska

Oto to

Oto kobieta – ciało. Czasem nawet boskie.
Zawsze można ocenić, choćby w trybunale;
w drodze poprawek klepnąć lub dobić od razu
najlepiej brzuch do krzyża. Adorować dalej.

Oto ciało - po prostu. Niestety zbyt ludzkie.
Zrodzone a nie stworzone, więc mało istotne
co myśli i czy w ogóle pozwolić mu myśleć
o sprawach bardziej ważnych niż niedzielny rosół.

Oto to – kobieta. W ciągłym zawieszeniu między
Bogiem a prawdą nie ma dla niej miejsca.Jest niczym
szczególnie wtedy gdy chce być czymś więcej
niż tylko nazywaniem rzeczy po imieniu.

*













Małgorzata Dobrzańska (1975) - Warszawianka, z wykształcenia ekonomistka. Pracę zawodową związała z małymi dziećmi. Prywatnie matka trójki dzieci. Publikuje głównie w internecie.


VII

Jorie Graham

Skromne ćwiczenie

Ekran jest pełen głosów, wszystkie wstrzymują swoje języki.
Tak, niektóre rzeczy muszą być „doświadczone”
By dotrzeć do wyższego stanu świadomości, tak.

Niechże twarz wyłoni się z ekranu.
Niechże się ukażą porządkujące oczy.
Niechże uniosą się ku powierzchni tego błysku i blasku.

Świat zabijany właśnie przez swoje dzieci. Przez swoich gości.

Wyrocznia?—snajper, oprawca dzieci, rodzic umierający w domu,
gleba tak przesycona, że nie utrzyma w miejscu splotu korzeni?
Spójrz—byle wiaterek niszczy młode pędy.

Czy nie ma dla nas „odkupienia”? Czy nic nie powiesz?
Tak wielka nieobecność—czy nie powinna wymusić największej obecności?

*













Jorie Graham (1950) jest od wielu lat jedną z najbardziej poważanych współczesnych amerykańskich poetek. Urodziła się w Nowym Jorku, ale dorastała we Włoszech i we Francji. Ukończyła studia na Sorbonie. Zdobyła krocie nagród. Po śmierci Seamusa Heaney (2013) przejęła po nim Katedrę Poezji na Harwardzie. Jej wiersze są trudne językowo, hermetyczne i, co często zniechęca i czytelników i tłumaczy, bardzo długie. Wiersz dzisiejszy jest pod tym względem wyjątkiem. W Polsce znana jest z wyboru wierszy przetłumaczonych wspólnie przez Miłosza Biedrzyckiego i Ewę Chruściel.

#poniedziałkizJanuszemSolarzem


Redakcja Babińca Literackiego zaprasza!

 Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy! Po dłuższej przerwie w blogowaniu, przedstawiamy Państwu obecny skład redakcji Babińca Literackiego...