Cabaj, Jarecka, Grabowska, Wolska, Zientek, Borzeszkowska, Dropkin

I
Gabriela L. Cabaj
Świetnieje
Gdy spadłam
z ciemnej strony Księżyca
musiałam odejść żeby szukać
sensu:
w oderwanym od gałęzi liściu na wodzie
w pokosach trawy granatowych kałużach
w zaspach i zasypianiach
w budzeniu
ale nic nie było podobne – widziałam
jak wuj Bernard hodował łabędzie
kiedy syn mu się w czepku w niedzielę
utopił. Kobiety w długich suknicach
ciągnące wozy
Chętnie chodziłam rzeką
dno przepatrując
a kiedyś spytałam: mamo
co było w dzień w którym zostałaś sierotą?
Nic nie było – poszłam do lasu
nazbierać ziół na suchoty
a tam tak cicho
tak było cicho że w życiu czegoś takiego
nie słyszałam
Ja również mam w sobie taką ciszę
I łabędzia
Już niczego nie szukam
Gdybym znalazła nie wiedziałabym
co z tym zrobić
Czy podnieść?
I komu oddać
*
Gabriela L. Cabaj – ur. 1956 w Sierakowicach. Mieszkała pod Pelplinem (wieś Rajkowy). Z wykształcenia nauczycielka. Autorka tekstów poetyckich i krótkich form prozą. Finalistka V Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „O Granitową Strzałę”. Publikowała m. in. w prasie regionalnej, krakowskiej „Metaforze” oraz na literackich portalach internetowych. W roku 2012 zadebiutowała zbiorem poetyckim Przenikanie. Zmarła 17 grudnia 2016 roku, o 22:35.
Zdjęcie użytkownika Babiniec Literacki.

II

Jola Jarecka – * * *
śnieg jest gotowy
zsunąć się w doliny
za oknem biało
jak na połatanej pościeli
pierwsze ostrzeżenie lawinowe
o świątecznych promocjach
przerywa spiker
tłumacząc miękkim głosem
nowe eksperymenty geopolityczne
fale niechcianych uchodźców
i kumulację totolotka
w Aleppo dusze dzieci
przedostają się na wolność
przez ucho igielne
bo innej ewakuacji nie ma
zimny front i mroźne powietrze
aż do narodzin Żyda
o imieniu Jezus
którego przed wiekami spolonizowano
trzymamy cię za ręce
(tato i ja)
na biało-czarnej fotografii
czyżby kiedyś
świat był prostszy
w dwóch kolorach
*
Jola Jarecka - (1979) pisze prozę poetycką, ale na swoim koncie ma również scenariusze teatralne i filmowe. Debiutowała tomikiem „Nagok”. Jej wiersze ukazały się w antologii poezji „Natchnieni Bieszczadem”. Dotychczas ukazały się jej krótkie formy prozatorskie: „Zawieszenie”, „Historie wysiedlone”, scenariusze „Cieniotwory zza Otrytu”, a w 2017 ukazała się jej powieść „Hylaty”. Stypendystka MKiDzN oraz Marszałka Województwa Podkarpackiego. Zaprzedała duszę Bieszczadom.
Zdjęcie użytkownika Babiniec Literacki.

III

Anna Grabowska
kino exit
„Toi, dit-il, tu es quelque chose de terriblement réel, dans un monde qui est terriblement faux. Et c’est pour ça,
je pense, que tu souffres tellement” – Frédéric Florent, psychiatre.
pada stanowczo za długo, więc stopniowo nasiąkam
widokiem: rzygające rynny, H2O i żadnych zasad,
kotku, nie miej kwaśnej miny, wszystko jest umowne.
przegramy jak zawsze – w antrakcie. mam stały plan
na melodramat. W the endzie wyjdę z siebie,
zaraz po zbliżeniu, oddalę się i znowu nie umrę.
widzisz, ja grzebię pamiątki częściej, niż myślisz;
suszę rany i stawiam pomniki, modląc się o zanik
pamięci, kiedy jest jeszcze wilgotno. bójmy się
słowa ‚razem’, nie wzywajmy wyznań na daremne,
chociaż światło będzie na wyciągnięcie ręki, zgaśmy,
żeby nie być zależni. żeby nas ‚my’ nie bolało.
zapamiętam tylko czułe gesty i mechaniczne ruchy
w dół i w górę, do siódmego nieba, stamtąd spadają anioły
i niech żaden się nie przegląda w moich oczach. pusto
na ulicy. jest ciemno, gdy staję na dachu. okradziona
z cienia, wracam do aspergera, nie umiem pofrunąć.
décembre 2016
*
Anna Grabowska – mieszka i pracuje w Paryżu. Studiowała na Sorbonie filozofię i politologię. Na trzecim roku podjęła również naukę na Uniwersytecie Pierre et Marie Curie na kierunku położnictwo. Po dyplomie podjęła pracę w Instytucie Pasteura, a później w Szpitalu Chorób Dziecięcych Necker. W 2015 ukończyła psychologie w kierunku neurokognitywistyki na Uniwersytecie Paris Descartes. Obecnie jest tłumaczem i pisze reportaże do francuskiej prasy. Założycielka strony „Poezja” na fb. Jest feministką, matką trzech córek, czasami zamężna, autorką wierszy, zebranych w tomie „Migotanie gwiazd i przedsionków” jako nagrody głównej VI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Janusza Różewicza. Jej utwory znajdują się również w wielu antologiach.
Zdjęcie użytkownika Babiniec Literacki.

IV

Maryla Wolska
Sześć wierszy
„Przed Stefana Witwickiego
młodzieńczym portretem składam.”
1
Kiedy zimowy, wczesny zmierzch się czyni,
Słucham po ciemku, jak gadają rzeczy.
Szeleszczą barwy na krakowskiej skrzyni,
Kantorek trzaska, złoty zegar skrzeczy;
W piersiach gitary drżą, jak wieść znad Lety,
Dziewczęcych westchnień niedomarłe echa,
A stary portret młodego poety
W mroku ślicznymi usty się uśmiecha.
Łopot płomyków na kilimka pąsie
Słyszę — i różne, różne dziwy śnią się…
Nie mam z kim gadać. Wiem, że nie zadzwoni
Nikt, komu spieszno do mnie o tej porze.
Wiem, że nie przyjdzie — więc świat sobie tworzę,
Dawność kochaną, com jest szczątkiem po niej,
Z książek, obrazów, zwierciadeł, mahoni —
A gdy tęsknotą pustkę tę zaludnię,
Rojno znów przy mnie i swojsko, i cudnie…
Tyftyka płowe muskając palmety,
Myśl rada gościom naprzeciw wychodzi,
A stary portret młodego poety
Po ciemku zawsze uśmiecha się słodziej.
Żadna mnie odeń już nie dzieli rama.
Wszystko się wokół budzić zdaje… Ciemnie
Pełne są życia, co uchodzi ze mnie,
Gdy z wolna rzeczą staję się ja sama…
/fragment pierwszy/
*
Maryla Wolska (ur. 13 marca 1873 we Lwowie, zm. 25 czerwca 1930 we Lwowie) – poetka polska okresu Młodej Polski, matka Beaty Obertyńskiej, również poetki, której wiersze prezentowaliśmy już w Babińcu Literackim -
https://www.facebook.com/320233918366477/photos/a.320315781691624.1073741828.320233918366477/532482607141606/?type=3&theater
Maryla Wolska tworzyła pod pseudonimem Iwo Płomieńczyk.
fot. Wacław i Maryla Wolscy
21616183_610657705990762_7631601558741201690_n

V

Sylwia Zientek
Jak zapamiętałam początek stanu wojennego
Moje wspomnienia z 1981 roku są dosyć dziwne – byłam po drugiej stronie barykady, chociaż jako siedmiolatka nie miała pojęcia, że ludzie z Solidarność to są ci dobrzy, a tacy jak my, to komuniści. W tamten niedzielny poranek bardziej niż brak Teleranka, przeraził mnie fakt, iż nad ranem do naszych drzwi zapukał jakiś oficer i zabrał ze sobą tatę. Bynajmniej nie chodziło o internowanie. Mój ojciec służył w Wojsku Polskim, był pułkownikiem i dowodził jednostkami wojsk chemicznych. W okresie trwania zimnej wojny, czyli właściwie przez całe lata 80, tata przygotowywał plany obrony na wypadek wojny jądrowej, a ja, jego bojąca się wszystkiego (a najbardziej wojny, co przejęłam po matce, które cudem uratowała się z rzezi wołyńskiej), drżałam i traciłam oddech słysząc tylko słowo „nuklearna”.
Moja matka, osoba bardzo nerwowa, zareagowała na całą tą sytuację wieszcząc apokalipsę. Z tego co przekazał nam ojciec, który pojawił się na moment w domu, za moment miało dojść w Polsce do wojny domowej. „Zanim wkroczą Ruscy, żeby nas ratować, ci z Solidarności będą się mścić” przekonywała matka. Ponoć cywile chcieli ustąpienia Jaruzelskiego i zapowiadali, że zdrajców – czyli takich jak my – będą wieszać na latarniach. Uciekać nie było jak, bo tata nie mógł opuścić służby. Sąsiadka, która nas odwiedziła – żona wojskowego – z błyskiem przerażenia w oczach przekonywała: „Pani wie, jak po nas przyjdą, będziemy wylewać na nich gorący olej z balkonów! Nie damy się tak łatwo!”. Gdy słyszałam te słowa, zakorzeniony we mnie lęk przed wszystkim wznosił się niczym fala.
Nasz olbrzymi łamaniec z wielkiej płyty na warszawskim osiedlu Gocław zamieszkany był w znakomitej większości przez wojskowych i ich rodziny. Gdy wprowadzono stan wojenny, co generał Jaruzelski ogłosił w telewizji, niemal natychmiast nasz budynek znalazł się pod szczególnym nadzorem. Na parterze, tuż przy wejściu do klatki schodowej za biurkiem oświetlanym lampką non stop siedzieli umundurowani wojskowi i inwigilowali każdą osobę. Oznaczało to, że nikt nie mógł wyjść z bloku, ani też do niego wejść bez wylegitymowania i spisania. Byliśmy w pewnym sensie uziemieni, oczywiście dla naszego dobra. Te dwudziestoczterogodzinne dyżury trwały – jak dobrze pamiętam – do końca roku.
Dla mnie i innych dzieciaków z bloku dyżury te oznaczały faktyczne więzienie. Pozostały nam zabawy na schodach i korytarzach, jazda windą w górę i w dół oraz przechodzenie do sąsiednich klatek przez przejścia na najwyższym piętrze przez pomieszczenia przeznaczone na suszarnie.
Ojciec wracał do domu późną nocą, bardzo zdenerwowany. Szeptali z mamą do późna, paląc papierosy, a o świcie po ojca przychodził wojskowy i zabierał go ze sobą. Na ulicach w centrum stały ponoć czołgi, ale na naszym Gocławiu krajobraz był księżycowy jak dawniej – śnieg oprószył zabudowania i materiały zalegające otoczone płotem budowy kolejnych bloków. Nie działo się nic.
Matka z przerażenia nie jadła i nie spała. Któregoś dnia niespodziewanie do drzwi zadzwonił dzwonek. Okazało się, że przyjechała moja ciocia Hania, siostra taty, nie zważając na niebezpieczeństwa podróży wsiadła do pociągu i przyjechała do nas z Kielc. Podejrzewała, że ojciec jest nieustannie poza domem, a jeśli wybuchnie wojna, kto wie, czy w ogóle do niego wróci. Nie mogła wytrzymać bez wiadomości od nas, a listy przecież nie były dostarczane. Pojawienie się pełnej życia, tryskającej energią i – mimo wszystko – optymizmem osoby postawiło mnie i matkę na nogi. „Jakoś to będzie, żon i dzieci nie powinni zabijać!” przekonywała ciotka.
Ja z utęsknieniem wyczekiwałam świąt. A najbardziej bałam się, że Jaruzelski ogłosi w telewizji, że w tym roku Bożego Narodzenia nie będzie.
*
Sylwia Zientek – urodzona w 1974 r. w Olsztynie, z zawodu prawniczka. Dwa lata temu porzuciła pracę, aby pisać. Wydała sześć powieści historycznych i obyczajowych, m.in. Miraże, Kolonia Marusia. Obecnie pracuje nad sagą „Hotel Varsovie” opisującą losy mieszczan od XVII wieku do czasów współczesnych. Wielbicielka malarstwa, wina i jazzu.
Fot. Krzysztof Opaliński
Zdjęcie użytkownika Babiniec Literacki.

VI
Małgorzata Borzeszkowska – Czytam wiersze Gustafssona
czytam wiersze Larsa w lustrzanym odbiciu
i nie wiem, jak można,
jak można tyle ciszy wsypać między słowa,
z przestrzeni tyle dobra ulepić wśród wersów,
nasączyć strofoidy muzyką bezdźwięczną
podobno dzwoni łańcuch,
szczeka pies,
turkoczą koła pociągu
podobno, bo to wszystko w bezgłosie,
w blasku nieustannym, pod taflą lustra,
w mrozie, w rozcieńczonym, starym świetle lampy,
w reflektorach trwania
czytam wiersz Larsa,
sam mi się przekłada
równo czas w szufladzie stracony, nie stracony,
stracony,
w lustrze cisza płynie
pokarana lśnieniem
i trzymam pióro w górze
*
Małgorzata Borzeszkowska (ur.1964) – poetka, nauczycielka j.angielskiego i historii, publikuje na portalu Fabrica Librorum. Wydała tomik „U Bramy” (nagroda na targach książki „Costerina ” – 2008). Laureatka konkursów poetyckich.
Zdjęcie użytkownika Babiniec Literacki.

VII
Celia Dropkin – Cyrkowa dama
Jestem cyrkową damą
tańczę między kindżałami,
których szpice
piętrzą się na arenie.
Me giętkie ciało zwinnie
unika śmierci,
ocierając się o ostrza, o sztyletów ostrza.
Z zapartym tchem podziwiają mój taniec
Ktoś tam wstawia się za mną u Boga.
Przed moimi oczami iskrzy się
Płomienny krąg szpiców -
Chcę potknąć się – lecz nikt o tym nie wie.
O, zimne, stalowe kindżały
Jestem zmęczona tańcem między wami.
Pragnę rozgrzać was moją krwią,
Na wasze obnażone ostrza
chcę upaść.
Przełożyła Joanna Lisek
*
Celia Dropkin (1887-1956) – jedna z najbardziej kontrowersyjnych poetek żydowskich. Tworzyła w języku jidysz. Jej utwory dotykały tematyki seksu, ciała, śmierci i miłości. Obecnie jej utwory interpretowane są jako feministyczne i poddawane interpretacji metodą feminizmu akademickiego.
Źródło: Nieme dusze? Kobiety w kulturze jidysz, red. Joanna Lisek, Wrocław 2010.
Zdjęcie użytkownika Babiniec Literacki.

Komentarze