Nie musimy tylko siedzieć cicho i ładnie wyglądać jak w czasach belle epoque. Z Karoliną Kułakowską rozmawia Katarzyna Zwolska-Płusa
Katarzyna: Twoja debiutancka
książka zrobiła na mnie duże wrażenie. Było tam sporo –
malarstwo, kobiecość, męskość, miłość, lęk. Ale dostałaś
łatkę – poetka od erotyków. Masz poczucie, że oczekuje się od
Ciebie pisaniu erotyków już zawsze?
Karolina:
Nie wiem, czego się ode mnie oczekuje, ale myślę, że łatkę
„poetki
od erotyków” już mam i pewnie się jej nie pozbędę. To jak w
świecie filmu, kilka razy aktorka zagra pewien typ kobiety i zostaje
„seksbombą”,
„intelektualistką”
albo
„mamuśką”.
Pamiętam jak czytałam biografię Ingrid Bergman i była tam taka
anegdotka właśnie na temat postrzegania jej jako aktorki typu
„idealna
żona i matka”, bo w taki sposób Hollywood chciało ją widzieć i
tak ją kreowało w filmach. A ona akurat wtedy miała romans z
żonatym Rosselinim... Wróżono jej szybki koniec kariery, bo jak to
– „macierzyńska”
kobieta a tu taki skandal. Nagle okazało się, że nawet matka ma
swoje potrzeby, że wymyka się schematom.
Katarzyna: Jako poetka,
kobieta, żona próbujesz unikać szufladkowania? Jak to wygląda w
życiu i poezji?
Karolina:
Tak,
nie lubię szufladek, choć czasami są one przydatne, porządkują,
a jak wiesz, lubię mimo wszystko jakiś tam porządek.
A tak na poważnie, to staram się walczyć ze stereotypami. W
twórczości łączę poezję i prozę, bo jednak taki „prozowaty”
zapis ostatnio stosuje i jest mi z tym dobrze. Wiem, że krytycy
różnie na to reagują. Pamiętam jak kilka lat temu czytałam
książkę Bronki Nowickiej pt. „Nakarmić
kamień”.
Zrobiła na mnie wówczas ogromne wrażenie. Później przeczytałam
w jakiejś recenzji, że to taka ani proza ani poezja, że ciężko
to określić i tak dalej. To wszystko w tonie mało pochlebnym.
Pomyślałam wtedy – no i co z tego? Czy trzeba się sztywno
trzymać jednej formy? Na mnie wolność działa motywująco, można
powiedzieć, że im więcej jej mam, tym lepiej tworzę. Tak też
miałam z malarstwem
na studiach, pamiętam moment, kiedy nagle mogłam zacząć
eksperymentować z abstrakcją, wykorzystywać różne materiały,
tworzyć kolaże. Wtedy się zmieniło moje pojmowanie sztuki.
Erotyk
w kwadracie [Za mało mi ciebie]
Gustavowi
Za
mało mi ciebie,
więc zmieniam
kolor
zasłon na bliższy.
W
błękicie wszystko jest możliwe.
Za
mało mi odcisków ciepłej dłoni
na
tunice.
Odnajdujesz mnie
pomiędzy
turkusem a szarością
z
ziarnami kawy na piersiach.
Za
mało mi wiatru z Attersee
zimą.
Twoje palce pachną tytoniem i farbą.
Szafirowe
mozaiki wplatasz we włosy.
Na
biodrze zapłonął złoty kwadrat.
(z
tomu „Puste muzea”)
Katarzyna: Co Ty na to, by
przenieść kilka naszych rozmów do sfery publicznej? Zacznę bez
ogródek. Pamiętam doskonale jak opowiadałaś mi o tym, co czasem
spotykało Cię ze strony mężczyzn w kontekście tworzenia przez
Ciebie między innymi erotyków. Kobieta, która pisze takie wiersze
musi liczyć się z niewybrednymi komentarzami?
Karolina:
Każda osoba, która tworzy i poniekąd wychodzi z twórczością „do
ludzi”, musi się liczyć z różnymi komentarzami odnośnie tego,
co robi. Dopóki niewybredne teksty tylko tego dotyczą, to wszystko
jest w porządku. Choć wiadomo, że nikt nie lubi być krytykowany,
tym bardziej osoby wrażliwe, a do takich zaliczamy artystów. Często
jednak komentarze odnoszą się bezpośrednio do autora, oceniają
jego samego. I
to już nie jest fajne.
Trochę
słyszałam czy czytałam na swój temat. Pamiętam, jak po jednym
spotkaniu autorskim jakiś pan był zdziwiony i powiedział coś w
tym stylu: „Początkowo
sądziłem, że przyjechała taka z ładną buzią, głupiutka, ale
okazało się, że jednak ma coś do powiedzenia”. To taki pierwszy
lepszy przykład, który pokazuje w jaki sposób jesteśmy jako
kobiety często postrzegane. Zastanawiam się, czy gdyby przyjechał
przystojny mężczyzna, to też by usłyszał analogicznie od jakiejś
pani coś takiego? Nie wiem, ale raczej o urodzie mężczyzn się
tyle nie dyskutuje, na pewno nie w takim kontekście.
Aytoportret w turkusowej opasce |
Katarzyna: Uroda ma wpływ na
to jak kobiety są postrzegane w środowisku literackim? Czy to
raczej, Twoim zdaniem, jakieś kuriozalne przypadki?
Karolina:
Sądzę,
że uroda w każdym środowisku raczej pomaga, niż szkodzi, bo
jednak pierwsze wrażenie dla większości ludzi jest ważne.
Jesteśmy w głównej mierze wzrokowcami, tym bardziej w dobie
Internetu. Jesteśmy „zaobrazkowani”. Z drugiej strony – jeśli
za ładną twarzą nie stoi „ładne wnętrze”, jakieś głębsze
przemyślenia, to wtedy taka osoba szybko traci na atrakcyjności,
również twórczej. Najważniejsze to nie bać się mówić o
urodzie, nie demonizować jej. Przecież każdemu zdarza się mówić
o kimś ledwo poznanym lub
o nim myśleć. Dopóki są zachowane zdrowe granice, nie dzieje się
nic złego.
Katarzyna: Doskonale pamiętam
jeden z takich komentarzy, który pojawił się na mojej tablicy pod
jakąś dyskusją. Poeta napisał tam, że musiałaś mieć wielu
mężczyzn, konkretnie chodziło mu o ich pewną część ciała.
Obie zostałyśmy szybko „zdyscyplinowane”. Kobiecie bowiem nie
przystoi przeklinać a Ty to zrobiłaś.
Karolina:
Tak. Dobrze, że przypomniałaś mi tamtą sytuację, bo o niej
zapomniałam. Kobieca seksualność zawsze była tematem ogólnego
zainteresowania, jest to zresztą dość obszernie udokumentowane.
Wciąż od czasu do czasu pojawiają się różne komentarze z tym
związane. Jak widać niektórzy nie potrafią się pogodzić z
równouprawnieniem, nie dają na to przyzwolenia. Ich zdaniem kobieta
ma siedzieć cicho i ładnie wyglądać – jak w czasach belle
epoque. Szczęśliwie
tamte czasy się już skończyły. A my możemy być sobą i
powiedzieć: chuj z tym.
Katarzyna: Często wyróżniasz
się ubiorem. Kiedy zobaczyłam Cię pierwszy raz byłam oczarowana.
W moim odczuciu jesteś artystką totalną – przenosisz estetykę,
o której piszesz na obszar wyglądu i nawet wystroju domu.
Karolina:
Dziękuję. Lubię być szczera z innymi i ze sobą. Możliwe, że
stąd u mnie taka całościowa estetyka. Na początku studiów
wyrabiałam gust w różnym zakresie i mniej więcej tego się do
dziś trzymam. Przykładowo w architekturze najpierw polubiłam styl
gotycki, później jeszcze romański i secesyjny. We wnętrzach lubię
przede wszystkim klimaty
wiktoriańskie, ale również secesyjne, także ludowe. Te ostatnie
zachwyciły mnie stosunkowo niedawno. W ubiorze lubię vintage z
początku XX wieku, z lat 1940-1970, chociaż bywa, że zachwyci mnie
coś z lat osiemdziesiątych, albo dwudziestych. Z czasem zauroczył
mnie styl eklektyczny, który pozwala na dowolne łączenie różnych
elementów i estetyk, w tym stylu urządziłam mieszkanie. Obok
siebie są secesyjne szafy, artdecowskie
stoły, także obrazy ekspresjonizmu abstrakcyjnego.
Portret
rodziny we wnętrzu
W
tym mieście wypchanych rzeźb o zbyt ciężkich głowach, od rana
chce się spać. Nawet beżowy kaszkiet nie zakrywa siwiejących
powoli włosów. Przypadek? Eklektyczna fasada zachęca do
zwiedzania. Zapuszczam się w nieznane, wchodzę. Wita mnie kurz i
popękane płótna. Myślę więc o ludziach, którzy wcisnęli tu
pięty, o ich pożółkłych z dumy aurach, fałszywych portretach
przodków. I co by było, gdybym urodził się w złotej czapce,
daleko od domu i był synem intelektualisty? Szerokie horyzonty,
elokwencja, czysty modernizm. A jednak życie, krew pod nosem i na
białym podkoszulku. Błękitne jeansy od Yves Saint Laurent'a
nasiąknęły dekadencją. Pobili mnie, poszli w siny naskórek,
skurwiele. Stary kadr w nowym miejscu. Wspomnienia piętrzą się,
jak style w architekturze. Zabierasz mnie i masz. Kładę się w
łóżku na odcisku twojego ciała, profesorze.
Kompozycja w czerni (depresja) |
Katarzyna: Za swoją debiutancką książkę otrzymałaś nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Jak ta nagroda wpłynęła na Ciebie jako na twórczynię?
Karolina: Myślę, że dodała mi
nieco pewności siebie, ale akurat w moim przypadku było to
potrzebne. Poza tym nic takiego się nie wydarzyło. Pomyślałam, że
jeśli dostałam taką nagrodę, to tym bardziej powinnam więcej
pracować nad poezją. I tego się trzymam.
Katarzyna:
Kolejna książka – Drugie
cesarstwo jest
tak naprawdę pierwszą napisaną przez Ciebie. Miałaś wtedy różne
zawirowania wydawnicze. Jak to się stało?
Karolina: Z tą książką od
początku były problemy. Większość tekstów ma jakieś dziesięć
lat, a zaczęłam w ogóle pisać jakieś dwanaście lat temu, więc
był to taki początek. Zebrałam wiersze, powysyłałam książkę
na różne konkursy. Pech chciał, że pozostała tam niezauważona,
albo dostawała wyróżnienia, które tak naprawdę niczego nie
gwarantowały. Więc pozostały wydawnictwa. I znowu schody,
zwodzenie, brak zdecydowania wydawców. Lata mijały, w końcu tak
wyszło, że napisałam następną i to ta została debiutem.
Katarzyna: Co masz na myśli,
mówić „zwodzenie”?
Karolina: Chodzi o takie
sytuacje, kiedy wydawca najpierw wydaje się być zainteresowany
wydaniem książki, a później się rozmyśla. Czasami takie
niepewne sytuacje trwają miesiącami.
Katarzyna: Trzeci tom, z
którego znam jakąś część tekstów, zapowiada się na bardzo
mocy akcent poetycki. Jakie obszary tematyczne w nim poruszasz?
Karolina:
Trzeci tom pisałam często „na wkurwie”,
więc jest mocniej i momentami dosadnie. Oprócz poruszanych już
wcześniej tematów malarskich pojawiają się też filmowe, ale
również psychologiczne. Są dysfunkcje, traumy, relacje rodzinne.
Samo życie.
Katarzyna: Twoja twórczość
to „pisanie traumą/doświadczeniem”?
Karolina:
Moim zdaniem każdy twórca wykorzystuje w mniejszym
lub większym stopniu własne doświadczenie. U mnie pojawiają się
traumy, które przepuszczone są przez malarsko-estetyczny filtr.
Taka forma łączy w całość wszystko to, co moje.
Sennik
pod ziemią
Jak
łatwo można zdrapać sen z powiek i przywołać
donośnym
głosem.
Coraz
bardziej przeraża mnie studnia.
Ani
się nie obejrzysz, a spróchniałe wieko pochłonie
wszystkie
cienie. Próżnia doskonale złagodzi
akustykę
krzyku. Nadlecą ptaki, by odprawić
ostatnie
zaśpiewanie, a kilka szerszych dziobów
wzniesie
toast.
Póki
co pochłaniamy życie i jedynie
nocą
stajemy się starsi o oddech.
W
dziennym świetle szepty wciśnięte pod poszewkę
zdają
się przejaskrawione. Mówiłam: zbyt
wiele
kolorów
zaciera całość, a nasze małe nabożeństwa
powinniśmy
celebrować ze zdwojoną czujnością.
(z
tomu „Drugie cesarstwo”)
Katarzyna: Skąd w wierszach z
przygotowywanego przez Ciebie obecnie trzeciego tomu tak dużo
nawiązań do homoseksualizmu? Osobiście bardzo cieszę się na ten
głos.
Karolina:
Myślę, że z głębokiej potrzeby. Już jako dziecko nie lubiłam
podziałów, mówienia o kimś młodszym czy innym, że jest gorszy
albo dziwny. Dla mnie ludzie byli i są równi, dlatego staram się
ich wspierać. Mam wielu znajomych, którzy są homoseksualni, są
wspaniałymi ludźmi i marzy mi się, żeby każdy bez względu na
płeć i orientację mógł żyć tak jak chce. Często spotykam się
z komentarzami, że przecież osoby homoseksualne mają dobrze w tym
kraju, że chcą nie wiadomo jakich praw. Zwyczajnie wkurza mnie
takie gadanie, bo tak nie jest. Wszystko zależy od charakteru.
O
ile osoby skryte jeszcze sobie jakoś radzą, o tyle ekstrawertyczne
mają gorzej. Bo chcą się dzielić swoim szczęściem z innymi,
opowiadać o tej miłości, ale boją się oceny i tym samym nie mogą
być sobą. Myślę, że to prosty, ale wymowny przykład.
Katarzyna: Jesteś w poezji
czyjąś rzeczniczką? Czujesz, że jest to już poezja zaangażowana?
Karolina: Jeśli by
rozumieć słowo „zaangażowanie”
ogólnie to każdy poeta jest zaangażowany – w to co pisze. Lubię
poruszać w poezji tematy, które są dla mnie ważne, ale nie wiem,
czy mówienie w moim przypadku o poezji zaangażowanej nie jest
trochę nadużyciem. Bo rozumiem, że masz na myśli zaangażowanie
społeczno-polityczne. Jestem za równością, za normalnością.
Chciałabym, żeby każdy człowiek mógł żyć tak jak chce.
Chciałabym, by ludzie nie doświadczali przemocy. Wiem, że to
trochę idealistyczne, ale marzy mi się taki świat.
2.
Marzę
o kraju, w którym każdy może bez opłat kopnąć w kalendarz,
gdzie
starość nie oznacza wyboru między jedzeniem a tabletką.
Marzę
o dojrzałości, która nie skreśla wszystkich straconych lat,
lecz
potrafi, jak nagie ciało, cieszyć się wolnością.
Marzę
o kraju, w którym młodzieńcy trzymają się za ręce legalnie,
a
hasło pedały
wypierdalać, bo zajebiemy
nie istnieje.
Marzę
o młodości, która mądrze doświadcza i nie słucha się innych,
bardziej
doświadczonych, bo sama wie, co dla niej najlepsze.
Marzę
o kraju, w którym kobiety nie będą gwałcone za krótkie
spódniczki,
a
każda wagina (na wszelki wypadek) będzie zębata.
Marzę
o dzieciństwie, które nie oznacza podcinania skrzydełek,
ale
naukę latania według własnego kierunku i wiatru.
Marzę
o wspaniałej Polsce, której nie ma na żadnym globusie,
o
normalnym życiu, które się jeszcze nie poczęło.
Katarzyna: Osadzasz swoje
wiersze w sztuce – wcześniej bardziej w malarstwie, obecnie jest
to głównie film. Inspiruje Cię więc obrazowość. Ale co jeszcze?
Karolina:
Tak, obraz jest tym, co jest mi najbliższe z racji wykształcenia,
ale to dźwięki wcześniej zauważałam i one pierwsze były mi
bliskie. Pamiętam, jak w dzieciństwie uwielbiałam śpiewać i
marzyłam o karierze piosenkarki. Teraz muzyka pomaga mi dostroić
się do tworzenia. Zazwyczaj w czasie pisania tudzież malowania
słucham czegoś. I nie jest to cicho puszczona muzyczka w tle, tylko
głośna muza. Jakiś czas temu zastanawiałam się, dlaczego tak
robię, dlaczego musi być tak głośno i doszłam do wniosku, że
potrzebuję „czuć”
muzykę. Dopiero wtedy jest okej.
Inspirują mnie też ludzie,
bliskie relacje, emocje, które im towarzyszą. Ważne, by w wierszu
być szczerym, pisać o rzeczach, które nas dotyczą, jeśli nie
bezpośrednio, to pośrednio, o rzeczach, które nas interesują.
Action
painting
Co
dalej? Nie ograniczyliśmy się do wchodzenia i wychodzenia. Bez
granic niczego nie można być pewnym, nie tak miało być. Drzewa
spierają się o pierwszeństwo, jak u impresjonistów. Myślę o
zieleni, która wychodzi przed błękit, o pierwszych tubach
otwieranych na wolnym powietrzu. Rozrywanie dziewictwa w
kontrastowych barwach. Zadowolona Marry Cassat wśród słowiańskich
maków.
Co
dalej? Nie tak miało być. Obraz Pollocka, który wygląda jak
pizza. Chcesz i robisz mi dripping keczupem na piersiach. Smaki są
pikantne, abstrakcyjne i z różnych światów. Wpatruję się w
Rothkę, wczytuję w samobójstwo tuż przed granatową serią. Głowa
wyświęcona, ciało odrzucone. Moje dreszcze są większe, niż w
erotycznym śnie pod renesansową Madonną.
Co
dalej? Wóz albo przewóz do dużego miasta. Wyśnione miłości do
blond chłopaka, kawa w filiżankach z poprzedniego wieku. Czuję ból
przy stosunkowo dobrym zbliżeniu. Czarny Xavier Dolan karmi białego
króliczka tic-tacami. Twój profil pięknie łączy czoło z nosem,
ciężko oddać go w kresce i plamie. Kto bez winy i wstydu, niech
pierwszy rzuci farbą.
Z cyklu "Pory roku" - zima |
Katarzyna: Jaki jest wiersz
bez szczerości? Czym jest dla ciebie takie pisanie?
Karolina:
Wiersz bez szczerości, to taka wydmuszka, która czasami może i
jest popisem warsztatowym, ale nie niesie ze sobą konkretnej treści.
Lubię, gdy jedno i drugie jest dopracowane, ale szybciej spodoba mi
się tekst z jakimś brakiem warsztatowym, niż z brakiem treści.
Zresztą z malarstwem mam podobnie. Jeśli za techniką i warsztatem
nie stoją jakieś emocje, taki obraz będzie mi obojętny. W tym
wypadku lubię równowagę.
Katarzyna:
I za tę szczerość w poezji i byciu sobą bardzo Ci dziękuję.
Karolina
Kułakowska Karolina Kułakowska (ur. 1985) - poetka, malarka. W 2011 roku obroniła dyplom z malarstwa u prof. Lecha Kołodziejczyka na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Autorka arkusza poetyckiego Sztaluga w oknie (2007) oraz dwóch książek poetyckich: Puste muzea (2013) oraz Drugie cesarstwo (2017). Laureatka nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny za najlepszy debiut poetycki (2014). Zrealizowała cykle malarskie (Żywioły, Pory roku, Autoportrety). Mieszka w Rachowicach pod Gliwicami.
Fot. Robert Kowalski |
Katarzyna
Zwolska-Płusa – żona, mama, poetka, badaczka literacka,
asystentka uczelniana, nauczycielka. Lubi żeńskie końcówki.
Komentarze
Prześlij komentarz