I
Joanna Szulborska-Łukaszewicz
***
współczesny Tartuffe
jest niezwykle uprzejmy
nie zawsze chodzi do kościoła
z zapałem
słucha Radia Maryja
porzuca
żonę dla kochanki
kochankę dla konkubiny
konkubinę dla żony
co rano bije się w piersi
przecież nie dla siebie
tak się trudzi
Joanna Szulborska-Łukaszewicz, teatrolog, doktor nauk humanistycznych w zakresie zarządzania kulturą, pracownik administracji samorządowej z wieloletnim doświadczeniem, badacz kultury.
Przez ponad 10 lata związana zawodowo z Instytutem Kultury UJ, gdzie współtworzyła i współrealizowała program studiów z zakresu zarządzania kulturą (na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ). Współpracownik Instytutu Pedagogiki UJ (przez 5 lat prowadziła zajęcia m. in. z zakresu ekonomiki kultury oraz edukacji teatralnej). Jako stypendystka MENiS 2 lata pracowała na Uniwersytecie im. Konstantyna Presławskiego w Szumen w Bułgarii jako lektor języka polskiego. Współtworzyła wiele projektów i inicjatyw kulturalnych w Krakowie, jak np. Noc Poezji, Nagroda Teatralna im. Stanisława Wyspiańskiego, Konkurs na Książkowy Debiut Poetycki im. Anny Świrszczyńskiej.
II
Agata Puwalska
lady snowblood bierze oddech
[i]
naprawdę się stara
funkcjonować jak normalny człowiek
drobne ustępstwa tak niewiele znaczą
a jednak (niektóre)
[ii]
wojny nie są lecz są (niektóre) wojny
nie JEJ są JEJ (niektóre) wojny nie
dla NIEJ tylko dla NIEJ zaistniały
[iii]
zadaniem jest bezruch a jej ruch
nie wystarczy by ruszyć cokolwiek
[iv]
(bo JEJ to nie JEGO bo JEJ
to nie JEMU) – z tej (nie)słownej
pułapki wciąż szukają wyjścia
[v]
lecz ona chce się zmierzyć
chce nabrać struktury
[vi]
bierze oddech i przepływa biegun
___________________________
__________________________(.)
Agata Puwalska - autorka tomu "haka!", który ukazał się w Biurze Literackim w marcu 2021. Laureatka kilku konkursów poetyckich (m. in. 14 edycji Połowu, I miejsca na XXVIII OKP im. K. K. Baczyńskiego). Uczestniczy w spotkaniach KSP im. Aleksandra Fredry. Publikuje. Mieszka w Węgrzcach pod Krakowem.
Fot. Zuzanna Strehl
III
Anna Achmatowa
Gdyśmy się po raz ostatni spotkali...
Gdyśmy się po raz ostatni spotkali
Na bulwarze, dokąd zwykliśmy przychodzić,
Newa groziła przyborem fali
I miasto żyło w obawie powodzi.
Mówił o lecie, mówił także o tym,
Że być poetką — to absurd po prostu.
Jakże pamiętam sobór białozłoty
I twierdzę Pietropawłowską!
Bo i powietrze dziwne - jak dar boży
Cudowne, że odetchnąć nie śmiesz.
I w chwili tej dane mi było stworzyć
Ostatnią z wszystkich obłąkanych pieśni.
Przełożyła Irena Piotrowska
*
Anna Achmatowa , właściwie Anna Andriejewna Gorienko, ur. 11 czerwca?/23 czerwca 1889 w Odessie, Rosja, zm. 5 marca 1966 w Domodiedowie, ZSRR) – jedna z najwybitniejszych rosyjskich poetek XX wieku, czołowa przedstawicielka modernizmu i akmeizmu. Nazywana duszą rosyjskiego Srebrnego Wieku, porównywana z Safoną i Mozartem.
Śladem poetki w Babińcu:
IV
Maria Czerkawska
Moderato
Żal mi ciebie — przedziwne wspomnienie mię ściga,
Wspomnienie dnia, co nigdy nie był i nie wskrześnie,
Nie odszedł i nie wróci, na jawie ni we śnie,
Choć lśnił w myślach jak kwiatem okryta łodyga.
I skrzył, jak promień złoty w ciemnych wodach głębi...
I tęcz stułą nam łączył dłonie nieświadomie...
Co nam, spragnionym, kazał błękit pić łakomie
I płynąć modrym szlakiem śnieżystych gołębi.
Żal mi — runął gmach jakiś nie wybudowany,
Jakiś obraz zaczęty ktoś zmazał na płótnie,
Jakaś ręka rozbiła w dłoniach moich lutnię,
Jakiś akord się urwał w połowie, nieznany.
Położono dłoń brudną na urn alabastrze...
Zgaszono ognia ledwie rozkwitłe zarzewie,
Niszczono, ni to owad pąkowie na drzewie,
Ni to osy miód złoty w wonnym, żółtym plastrze.
Ja odejdę i żal mi — przy nie spitej czarze
Ustom mym nic się nie śni, tylko zwątpień wina,
Tylko ból, i zda mi się, że żadna godzina
Nie biła na mym smutnym, bez cyfer zegarze.
Maria Czerkawska (wł. Maria Czerkawska-Mauthner, ur. 27 listopada 1881 – zm. 2 listopada 1973) – poetka, autorka książek dla dzieci, nowelistka. Debiutowała w 1908 roku. Tworzyła w samotności i nie należała do żadnej grupy poetyckiej. W wierszach opiewała piękno przyrody, opisywała ludzi żyjących w zgodzie z naturą. Nazwano ją "nestorką polskich poetów".
V
Anna Bahriana
Gdyby
Już drugi miesiąc rozmyślam o tym:
ciekawe,
czy gdyby 24 marca 1981 roku
mojej mamie urodził się syn,
to dostałby teraz wezwanie przed komisję wojskową?
Czy może ten Mykoła lub Anatolij
(bo takie imiona nosili moi dziadkowie)
sam – jako ochotnik – wyruszyłby na Wschód,
żeby bronić swojej godności
na tej rosyjsko-ukraińskiej wojnie
(na którą jakich to tylko nie wymyślają określeń w zagranicznych mediach
i na zagranicznych bazarach)?
Ciekawe,
czy syn mojej mamy
urodzony zamiast mnie
w słynnym kozackim miasteczku Fastowie
trzydzieści trzy lata temu
ciągle jeszcze byłby żywy..?
Czy może leżałby teraz gdzieś pod hałdą
z postrzeloną piersią
i opływając krwią,
pocieszałby się myślą:
„Chrystus też umarł w wieku trzydziestu trzech lat
i też nieludzką śmiercią.”
Towarzysze broni nie mieliby czasu nawet opłakać,
w wiadomościach również podawano by skąpe statystyki –
liczbę nowych ofiar
bez imion i dokładnych nazw miejscowości.
Mama czekałaby dalej…
A tymczasem Mykoła (lub Anatolij)
konając z bólu,
przypominałby swoje dzieciństwo i obu dziadków,
którzy jeszcze jako kawalerowie walczyli na drugiej wojnie
i tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności
nie stali się mięsem armatnim.
Inaczej nie byłoby jego ojca.
Jego matki.
Nie byłoby jego.
Właśnie już drugi miesiąc rozmyślam o tym:
ciekawe,
czy to byłby „on”,
gdyby urodził się
zamiast mnie…?
Anna Bahriana – ukraińska poetka, prozaiczka, dramaturżka i tłumaczka. Autorka siedmiu książek poetyckich, trzech powieści („Etymolohija krowi”, „Dywna taka lubow”, „Doszkulaka”), zbiorów opowiadań i dramatów oraz książek dla dzieci i młodzieży. Przełożyła ponad 35 książek z języka bułgarskiego, macedońskiego i in. Laureatka wielu konkursów ukraińskich i międzynarodowych (w Niemczech, Kanadzie i Macedonii).
VI
Marzena Bruś
Dzieci mnie nie lubią mamo.
Pomimo wstążek we włosach, równo przyciętej grzywce
- bo przecież mam piękne oczy.
Biały kołnierzyk, miejsce obok pani, która i tak mnie nie lubi
jestem za dorosła jak na drugą klasę,
dzieciom wypadają zęby a ja mam już okres.
Każdy posiada pamiętnik, obowiązkowo, jak mamę i tatę.
Kradnę koleżance pióro
zamiast kary pani mówi w klasie
- biedna, ojciec pijak i sadysta.
O tobie nic nie mówi mamo.
Zawsze mam bułkę z serem,
czysty fartuszek biały kołnierzyk.
Kiedy go pierzesz mamo, codziennie
ze wszystkiego cię usprawiedliwiam.
Nikt mnie nie lubi mamo,
jakbym śmierdziała od pierwszej klasy,
a przecież robisz wszystko, żeby nikt nie poczuł.
Chodzimy do łaźni w głębi podwórza, szorujeszmnie do bólu,
krochmalisz pościel, nawet mam piękne zdjęcie
z młodszą siostrą, długo stało na pokaz u fotografa.
Chociaż teraz, kiedy na nie patrzę
nie wierzę tym dziewczynkom.
Dzieci mnie nie lubią mamo.
Żeby im udowodnić, że jestem fajna
biorę wszystko. Jestem każdą i każdym.
Wchodzę do szkoły, idę pod klasę,
nikt na mnie nie czeka. Nawet jeśli czeka się
na kogoś z nudów, ja i od nudów jestem gorsza.
Dzieci rosną mamo. Wiedziałaś. Po trzydziestce
spotykam się z klasą. Pytam, dlaczego mnie nie lubili.
Nie byłaś dzieckiem.
Teraz jestem.
Ludzie mnie nie lubią mamo. Nie zdążę dorosnąć.
Marzena Bruś (Istar). Rocznik 1972. Pierwszy kwietnia. Nie ma większych osiągnięć, głównie z chaosu jakiemu towarzyszy każda chęć wzięcia udziału w konkursie poetyckim. Nie wydała się na poważnie – bo jak twierdzi – jej czytelnicy mogliby nie zgodzić się na opłacenie kosztów wysyłki. Nie ma o nich (swoich wierszach) dobrego zdania, bo piszą się tylko w kryzysie i nie uznają szczęścia za formę do wyrazu. A w czasach trudnych lepiej czyta się, że coś się jednak komuś udaje. Że wiersz się udaje. Mimo to nie traci wiary w przyszłość i muzę, na którą czeka. Jej wierszy wystarczy dla każdego, szczególnie dla tych, którzy istnieją naprawdę. Pisze dla dzieci i czeka na nagranie pierwszego audiobooka. Pracuje z dziećmi i dla dzieci. Od dorosłych woli zwierzęta, ale prosi by nie brać tego do siebie, bowiem nie od wszystkich dorosłych. Książka, na napisanie której dała sobie czas do 50 – ma już pierwsze zdanie: Wiem, wiem, wszyscy mamy przejebane.
VII
Ewa Lipska
Nic nie jest pewne
Możesz stać się szaleńcem.
Walutę obłędu możesz wymienić na geniusz.
Nic nie jest pewne.
Z dziesięciu świadków
obecnych na sali
jedenasty zezna
że jesteś winien.
Mogą ci przynieść w teczce naród.
Możesz go pokochać ze strachu
albo z miłości.
Możesz hodować jarzyny
które cię otrują.
Kolekcja twojej broni
może cię rozstrzelać.
Może być jutro szczęście
chociaż będzie wtorek.
Nic nie jest pewne.
Nawet rak w mojej tkance
nie jest pewny jutra.
Fot. Danuta Węgiel







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz