poniedziałek, 28 stycznia 2019

PRZEZ DZIURKĘ OD KLUCZA. Zapis rozmowy między Joanną Fligiel i Anną Musiał.


PRZEZ DZIURKĘ OD KLUCZA

Zapis rozmowy między Joanną Fligiel i Anną Musiał.
Szkic o poezji, sztuce, życiu zwyczajnym i niezwyczajnym oraz o tym, dlaczego nie my.


Joanna: Końcem 2018 roku obie wydałyśmy książki poetyckie. Może porozmawiajmy o tym, jak to się robi w Polsce na początku XXI wieku.

Anna: Teoretycznie książki wydaje się dosyć łatwo, jeśli dysponuje się odpowiednim zapleczem finansowym. Ja takiego zaplecza nie miałam, więc w przypadku „Coleoptery” skorzystałam ze zrzutki. Nie spodziewałam się większego odzewu, tymczasem potrzebną kwotę udało się zebrać w zaledwie osiem dni. Takie coś robi wrażenie i pozwala myśleć, że jest w ludziach potrzeba nie tylko wydawania poezji, ale przede wszystkim jej czytania. To doświadczenie mocno mnie podbudowało, choć w zderzeniu ze wszystkimi „pod-górkami” na rynku wydawniczym, zdaje się być kroplą w morzu.

Joanna: Kwestia pieniędzy to jedno, a kwestia wyboru wydawnictwa to drugie. Czy to wydawnictwo wybiera nas, czy my je wybieramy? Jak trafiłaś do Dużego Formatu? To dla autorek przed debiutem książkowym może być ważną informacją.

Anna: Wydanie w Fundacji Duży Format było niejako pokłosiem nominacji w VI edycji Konkursu Na Tomik Wierszy, więc jeśli debiutanci szukają mniej oczywistej drogi do wydania swojej książki, to konkurs z pewnością jest jedną z możliwości. Jeśli zaś chodzi o debiut, to miał on miejsce w 2015 roku. Wówczas złożyłam propozycję publikacji w tradycyjny sposób, nie brałam też udziału w finansowaniu książki, co z dzisiejszej perspektywy zdaje się być ewenementem. To dwa różne doświadczenia, dwie różne historie. A jak było w Twoim przypadku? Masz jakieś rady albo ostrzeżenia dla chcących publikować?

Joanna: Przede wszystkim osobom przed debiutem polecam konkursy literackie, których pokłosiem jest druk, chociaż najpierw warto spróbować wysłać swoją książkę do wszystkich wydawnictw, jakie przyjdą nam do głowy. Czasy w których żyjemy są wspaniałe. Jednego dnia możemy wysłać plik na każdy adres, jaki znajdziemy w sieci. Radziłabym jedynie, żeby plik sporządzać nieco dłużej. Mieć pomysł na książkę.
  
z lewej "Coleoptera" (Anna Musiał), z prawej "Rubato" (Joanna Fligiel)

Anna: Mówi się, że są dwie szkoły. Jedna, która uczy, że tomik składa się według jakiejś konkretnej myśli przewodniej i druga, która wskazuje, że dopiero po zebraniu pokaźnego materiału można myśleć o jakimkolwiek wydawaniu.

Joanna: Nie lubię słowa tomik, zdecydowanie wolę mówić książka poetycka, a o swojej to już w ogóle najlepiej mi się myśli – książka z wierszami. Rubato jest zbiorem wierszy napisanych w różnych okresach życia, przeważnie tych słabszych, kiedy to chciałam opowiedzieć światu o sobie. Może nawet wykrzyczeć krzywdę, ale w taki sposób, żeby czytelnik nie czuł się zobowiązany okazywać współczucia. Użyłam również poczucia humoru, więc mam nadzieję, że czytelnik może od czasu do czasu uśmiechnąć się, pomimo że nie opowiadam łatwej historii. Wybrałam poezję jako formę opowieści, bo wydała mi się pozornie bezpieczna, a bezpieczeństwo to coś, czego pragnę najbardziej dla wszystkich. Wiersze zebrane w Rubato nigdy nie były napisane z myślą, że wyjdą w zwartym tomie. Pojawiały się w sieci, w czasopismach, czasem nawet nie pod moim nazwiskiem, tylko nickiem. To, że zostały zebrane zawdzięczam Wioletcie Grzegorzewskiej, która kilka lat zagadywała mnie, czy już je wydałam. W końcu sama wzięła się za ułożenie mojej książki. Potem było mi zwyczajnie głupio i tak w skrócie zostało wydane Rubato, z szacunku dla jej wiary w moje wiersze. Teraz Wioletta namawia mnie napisanie prozy, zresztą nie tylko ona, wiele osób uważa, że mogę być lepszą prozatorką niż poetką. Może mogę, ale lubię pisać właśnie wiersze. I jeśli kiedyś jeszcze jakiś wydawca da szanse moim wierszom, ponieważ mam jeszcze całe mnóstwo takich, które swoją narracją nie pasowały do Rubato, wydam książkę pod tytułem „Książka z wierszami”. A czym dla Ciebie jest Twoja książka poetycka?

Anna: Początkowo miał być to zwyczajny zapis dojrzewania kobiety, matki, rzecz o stopniowym żegnaniu się z wewnętrznym dzieckiem. Tematyka chyba dość wyeksploatowana, by nie rzec, że pospolita. Ale książka ewoluowała, zmieniała się i zmieniła na tyle, że dzisiaj okazuje się, iż to nie ja prowadziłam ten tomik, ale on prowadził mnie. To chyba siła motywu, którym od początku było przeobrażenie zupełne. Człowiek przecież ewoluuje, przeobraża się nie tylko z dziecka w dorosłego, bo i nawet wówczas, cyklicznie lub pod wpływem jakiś wydarzeń, zmienia się. Dojrzewa i przemija. I oto w końcu jestem na etapie, kiedy zaczynam już akceptować tę przemijalność, nie rozliczać się z każdego gorszego dnia. Nie wystawiać oceny. Poza tym jest między nami na tyle spora różnica wieku, że uczę się tego także od Ciebie.

Joanna: Z kolei kiedy z Tobą rozmawiam mam wrażenie, że to ja powinnam uczyć się od Ciebie. Wydajesz się bardzo dojrzała.

Anna: Często to słyszę, choć nie do końca potrafię wytłumaczyć. To nie jest kokieteria, kiedy mówię, że czuję się jak człowiek o bardzo starej duszy, który w obecnym życiu więcej odczuwa niż doświadcza. Tak pół żartem powiem Ci nawet, że kiedy próbowałam pisać prozę, okazało się, że moim alter-ego jest mniej więcej sześćdziesięcioletni mężczyzna.

Joanna: Jesteś sześćdziesięcioletnim mężczyzną, gdy ja nadal czuję się dzieckiem. Pewnie dlatego, że nigdy nie pozwolono mi doświadczyć beztroski dzieciństwa. Może dlatego tak nam dobrze razem.

Anna: Jeśli Tobie nie pozwolono, to ja z pewnością nigdy nie pozwoliłam sobie. Tak czy inaczej z  tych wyliczeń wynika, że mamy tyle samo lat, tylko nie wiemy ile.

Joanna: Bo poetki nie mają wieku.

Anna: To mocna deklaracja, zwłaszcza w świecie, w którym często jesteśmy określane na podstawie metryki. Mówią, że późny debiut, wczesny debiut, że poetka dojrzała i niedojrzała. Jak myślisz, czy my same prowokujemy takie wnioski tematyką, po którą sięgamy? Czy poetów kategoryzuje się w ten sam sposób?

Joanna: Ale kto to mówi? Kto zaczął? I dlaczego?  Może pora z tym skończyć. Z racji pracy jakiej podjęłyśmy się w Babińcu Literackim, śmiało możemy stwierdzić, że nie metryka autorki świadczy o mądrości wiersza. Przez ostatnie lata przeczytałam sporo infantylnych wierszyków, wysłanych do nas przez poetki, powiedzmy „dojrzałe w latach”, i z kolei nie raz zdarzyło się, że wiersz „młodej poetki” wydał się jak wyjęty spod pióra człowieka z dużym dorobkiem literackim. Wiersz to wiersz, nie ma znaczenia, kto go napisał, ważne jak i o czym został napisany. Myślę, że jedyny podział wierszy, jaki istnieje to na dobre i złe. W Babińcu przynajmniej chcemy pokazać te lepsze wiersze. Owszem, napisane przez kobiety, lecz tylko dlatego, że kiedy powstawał Babiniec, wiele mówiło się o tym, że kobiety są pomijane w życiu literackim z racji płci. Chciałam pokazać, że my kobiety równie dobrze jak mężczyźni znamy się na rzemiośle poezji, że jest nas bardzo dużo. Poczytajcie, zobaczcie, może odkryjecie wiersze kogoś więcej niż tylko Szymborskiej, Poświatowskiej, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej? Tego na pewno nie dowiemy się kupując antologie poezji, i to nie tylko polskiej, w Polsce. W Niemczech jest ten sam problem. Facebook wydał mi się bardzo dobrym nośnikiem.

Anna: To był strzał w dziesiątkę. Wydaje mi się, że Babiniec dokonał pewnych modyfikacji, nie tylko w postrzeganiu poezji kobiet, ale również w nas, poetkach. Dodał nam nieco odwagi, pokazał, że niekoniecznie musimy walczyć z płcią przeciwną o literacką uwagę, ale że możemy stworzyć takie środowisko, w którym zawsze będziemy „na miejscu”. Kiedy niecałe dwa lata temu dołączyłam do redakcji, strona miała około tysiąca polubień, teraz przekraczamy sześć. Ta popularność poezji, jeśli w ogóle rozpatrywać poetykę w tej kategorii, sumiennie rośnie. Kobiety są wreszcie zauważane w mediach, w konkursach, warto wspomnieć chociaż ubiegłoroczny, niekwestionowany sukces Agaty Jabłońskiej i jej „Raportu wojennego”. Jako płeć wchodzimy wreszcie w „nasz czas”?

Joanna: Jest dużo lepiej niż było przed rokiem 2016. Lubię myśleć, że też do tego się przyczyniłyśmy, w końcu codziennie przypominamy o naszej obecności.

Anna: Trzeba powiedzieć, że nie tylko przypominamy, bo i ludzie coraz częściej wspominają o nas. Babiniec Literacki stał się swoistą galerią poezji i poetek. Chciałabym, aby kiedyś mówiło się o nim w kontekście fundamentu dla przyszłego pokolenia młodych kobiet. Kobiet, które dopiero stawiają pierwsze kroki w poezji i szukając wzorców, trafią właśnie do nas. Kiedy zaczynałam pisać, takimi miejscami były głównie biblioteki i portale literackie, gdzie nie zawsze spotykało się z przychylnością lub choćby najmniejszym zainteresowaniem. Inną sprawą jest to, że dzięki jednemu z takich portali poznałam swojego męża.

Joanna: Ja mojego poznałam w klubie, na parkiecie. I kto ile ma lat?

Anna: Słyszałam kiedyś, że poetki nie nadają się na żony, ale możliwe, że to dotyczyło artystów w ogóle. Bo, tak z przymrużeniem oka, jak związać się z kimś, kto pół dnia penetruje własną głowę w poszukiwaniu albo inspiracji, albo wartościowych myśli, a drugie pół próbuje je wszystkie zredagować? A jak jest z Tobą? Kiedy pisze Ci się najlepiej?

Joanna: Najlepiej pisze się mi wcześniej rano. Najwięcej moich wierszy powstało między piątą a siódmą. Najlepiej wychodzi mi to przy stole w kuchni, przy oknie na ulicę, którą spowija jeszcze poranna mgła. Mgła jest moją najlepszą przyjaciółką. Wiersze zapisuję ręcznie. Dawno już skończyłam z pisaniem w Wordzie. Potem oczywiście przepisuję, ale dopiero po kilku dniach, czasem mijają tygodnie. Czasem w ogóle ich nie przepisuję, ponieważ uważam, że nie są warte pokazania. Ale pamiętam czasy, kiedy pisałam nawet wiersze on-line, na jakiś rozmaitych grupach poetyckich, bez względu na porę dnia. I uwielbiałam to. Dyscyplina przyszła do mnie sama. Nie wiem czy dobrze. Nikomu nie zalecałabym kiedy i jak pisać, każdy sam musi wiedzieć, co jest dla jego twórczości i jego samego najlepsze.

Anna: Gdyby istniała jedna dobra recepta na pisanie, wszyscy bylibyśmy poetami. U mnie nie funkcjonują żadne konkretne zasady ani miejsce, choć najczęściej piszę właśnie w Wordzie. Wtedy od razu widzę jak tekst się układa, jak wygląda i jest to dość komfortowe. Kiedyś, gdy zaczynałam swoją przygodę z poezją, notowałam wszystko w grubym zeszycie. Wydawało mi się wtedy, że tak powinno być. Że to bardziej romantyczne. Dziś ręcznie piszę jedynie listy.

Joanna: W końcowym efekcie Ty i ja napisałyśmy po książce.

Anna: I co z tym dalej zrobić? Reklamować, nie reklamować? Są osoby, które zorganizowałyby spotkanie autorskie, nawet takie, które by na nie poszły... ale nie my. Dlaczego nie my?

Joanna: Przy tym nakładzie książek poetyckich nie przejmowałabym się tym w ogóle. Mój wydawca powiedział, że Rubato sprzedaje się nieźle, może właśnie dlatego, że nie ma ze mną spotkań literackich, na których książki się rozdaje. To w jakim opłakanym stanie jest polska poezja zawdzięczamy moim zdaniem reformom oświaty, które jeszcze nie przewidziały nauki czytania wierszy współczesnych. Cud, że w ogóle wydaje się książki poetyckie. Na spotkania poetyckie przychodzi bardzo niewiele osób. Na moim pierwszym były ze cztery, oprócz mnie i organizatorów. Postawiłam wszystkim po drinku i byli bardzo zadowoleni. Ale i tak się stresowałam. A ja już nie chcę się stresować niczym i jeśli mogę tego uniknąć, unikam.

Anna: I ja to bardzo dobrze rozumiem, jestem introwertykiem i nonkonformistką, choć faktycznie z tymi łatkami to różnie teraz bywa, może lepiej sobie nie przyklejać. Wychodzę z założenia, że sztuka powinna przemawiać własnym głosem, a nie głosem kompletnie niezdystansowanego autora. Bardzo nie lubię hałasu, który często odwraca uwagę od tego, co najlepiej wybrzmiewa w ciszy; uniemożliwia narodzenie się poezji między wierszem a czytelnikiem. Są oczywiście wybitne wyjątki. Całkiem niedawno jeden z moich wirtualnych znajomych podesłał mi nagranie Kate Tempest, deklamującej swój wiersz „Bubble Muzzle”. Do takich wystąpień trzeba mieć jednak zarówno wybitny talent aktorski, jak i odpowiedni materiał. A mnie jest dobrze tak, jak jest.

Joanna: Niektórzy są stworzeni dla publiczności. Ich ekspresja dodaje mocy ich dziełom.  Może mylnie, ale uważam, że moje „dzieła” lepiej będą wypadać czytane w domowym zaciszu.

Anna: Mam nadzieję, że nawet w tym świecie, który notabene nastawiony jest głównie na bodźce wizualne, dźwiękowe, znajdzie się jeszcze miejsce dla takich poetek jak Ty czy ja, które siądą sobie w kącie, w zaciszu własnego mieszkania, napiszą coś i puszczą to w świat. A świat, jeśli dobrze pójdzie, twórczość tę przyjmie ze zrozumieniem, a nas jako autorki, z ekstremalnie wysokim poziomem tolerancji.

Joanna: W tym przypadku ekstremalnego poziomu tolerancji musimy oczekiwać przede wszystkim od swoich wydawców, a potem od całego środowiska literackiego, tak żądnego spotkań.

Anna: Obawiam się, że ten temat jest skazany na porażkę, bo jak możemy oczekiwać tolerowania dziwactw wśród artystów ‒ pisarzy, poetów, kiedy jako społeczeństwo wciąż nie tolerujemy nawet podstawowych odmienności. We wspomnieniach Tomasza Jastruna przeczytać można, że nawet Wisława Szymborska, która dla wielu Polaków była nie tylko doskonałą poetką, ale i symbolem godności artystycznej, nie przepadała za blichtrem i publicznymi wystąpieniami. I ja takie podejście szanuję jakby trochę bardziej.

Joanna: Jeśli nie spodziewać się dziwactw po artystach to po kim? Jako niepoprawna optymistka jednak wierzę, że przed tolerancją, w szerokim znaczenia tego słowa, jeszcze świetlana przyszłość. I my poetki oraz poeci, oczywiście, również mamy w jej rozwój spory wkład, jako ludzie sztuki, bo sztuka przecież nie ma granic, i mieć nie może.

Anna: Tu się zgodzę, że artyści, a skoro już rozpatrujemy kontekst poetycki, to poeci, zawsze angażowali się w sprawy społeczne, polityczne. Nie tylko jako podziemie w czasach II wojny światowej, ale też wcześniej i później, przy wszelkich reformach ustrojowych, pełniąc rolę kronikarzy i wywrotowców w tym samym czasie. Zastanawiam się jednak, czy dzisiaj również mamy aż taki zasięg? W dobie Internetu poezja odżywa, ale jeśli chodzi o jej znaczenie dla społeczeństwa, czy nie schodzi gdzieś na dalszy plan?

Joanna: Andrzej Saramonowicz codziennie walczy jednym wierszem. Codziennie, chyba od roku, ten sam wiersz z uporem maniaka wkleja na swoją stronę, żeby zakomunikować Polakom, że to, co teraz dzieje się państwie polskim, już kiedyś miało swoje przełożenie w państwach faszystowskich. Wiersz zresztą nosi tytuł „Państwa faszystowskie” (aut. Wiktor Woroszylski). Wierzę w siłę tego wiersza. Słowo za oręż.

Anna: Obyśmy tylko nie dokładały tych faktów do teorii i jako społeczność nie przekonały się w przykry sposób, że poza garstką realnie zaangażowanych, cała reszta literatów, artystów, ma to wszystko głęboko zakopane. Ale może nie idźmy już w tę stronę, zostawmy politykę za drzwiami.

Joanna: Zamkniętymi na klucz.

Anna: W rozmowie prowadzonej przez naszą redakcyjną koleżankę, Katarzynę Zwolską-Płusę, mówisz, że do odczytania poezji potrzebny nam jest pęk kluczy, inaczej – erudycja (...). Czy bez tego naprawdę nie da się zrozumieć współczesnej poezji? Czy my, poetki i poeci, jesteśmy aż tak skomplikowani i trudni w odbiorze? A może po prostu jesteśmy trudni w życiu?

Joanna: Zagajewski kiedyś powiedział, mam nadzieję, że był to Zagajewski, ale na pewno ktoś z dużym dorobkiem, że kiedy nie rozumie wiersza, nie ma pretensji do autora, tylko zakłada, że to on nie dysponuje wystarczającą erudycją. Piękna pokora. Cytuję z pamięci, chcę posłużyć się sensem jego wypowiedzi, więc tak ‒ erudycja jak najbardziej. Wiedza w zasadzie w życiu pomaga na każdej jego płaszczyźnie. Druga sprawa, że ja jestem raczej łatwa w obiorze, w sensie rozumienia sensów i przesłań w wierszach, ale obecnie to nie jest aż tak popularne. I myślę, że jestem też łatwa w kontaktach międzyludzkich. U mnie wszystko jest proste, bo dążę do prostoty, a to nie zawsze jest takie proste.

Anna: Wydaje mi się, że nazbyt wielu czytelników oczekuje dzisiaj prostoty, ale nie tej, o której mówisz, a tej niezdrowej, która nie wymaga żadnego wkładu w interpretację wiersza, czy choćby jego faktycznego odczuwania. Mówię tu m.in. o tzw. poezji instagramowej, choć chętnie bym się takich podziałów pozbyła. Niemniej na portalu „Lubimy Czytać”, pod antologią „znowu pragnę ciemnej miłości” [pod redakcją Joanny Lech], znalazłam komentarz: "Zaczęłam czytać i… zaczęłam się zastanawiać. Dlaczego ja nie rozumiem tych wierszy? Czy jestem na nie za głupia? (...) [arcytwory]. Czy to nie jest trochę tak, że w świecie, gdzie komunikat pierwotnie skrócił się do wiadomość sms, a potem do emotki, wiersz, w który twórca faktycznie włożył sporą, warsztatową pracę, stanowi dla potencjalnego odbiorcy jedynie zlepek nie do końca zrozumiałych słów? Czy dzisiejszy czytelnik ma jeszcze ochotę podejmować pracę nad tekstem, kiedy wystarczy przesunąć palcem i znaleźć coś przystępniejszego?

Joanna: Kilka lat temu czytałam w Focusie artykuł na temat przebodźcowania ludzkiego  mózgu. Takiego przebodźcowania doświadczam obecnie przeglądając Instagram. Nicholas Carr, amerykański badacz Internetu i autor książki „Płytki umysł. Jak Internet wpływa na nasz mózg” stwierdzi, że stan nadmiaru informacji prowadzi do cywilizacyjnego i ewolucyjnego cofnięcia się naszego gatunku. Cenę zapłaci za to ludzkość, powierzchowną kulturą i polityką. Obawiam się, że właśnie rozgrywa się to na naszych oczach. I gdzie tu teraz mój optymizm?

Anna: Myślisz, że to faktycznie z tego powodu nie chce się nam dzisiaj, jako społeczeństwu, zgłębiać poezji? Bo nie mamy ochoty, czasu, cierpliwości? Jest sporo inicjatyw, konkursów i festiwali literackich i poetyckich, cieszących się popularnością, tylko pytanie, czy jedynymi osobami, które faktycznie się nimi interesują, nie jesteśmy my sami.

Joanna: Na pewno jesteśmy w mniejszości, chociaż wydaje się niektórym, że teraz wszyscy piszą, że jest nas za dużo, ponieważ tak mało ludzi czyta, wolą oglądać telewizję i przeglądać Instagram. Człowiek jest istotą, która z natury łatwo się rozkojarza. Wynalazek pisma, a następnie druku, upowszechnienie książek spowodowało, że ludzie nauczyli się refleksji, koncentracji i zdyscyplinowanego myślenia, i na tym fundamencie powstała współczesna cywilizacja. I ten fundament zaczyna się chwiać, ponieważ coraz częściej brakuje siły i czasu na analizę i refleksję.

Anna: Zdarza mi się korzystać z Instagramu i często zamiast rozkojarzenia, znajduję tam inspirację. Taka dostępność bodźców wizualnych może niekiedy pomóc, niekoniecznie szkodzić, ale to sprawa bardzo indywidualna. Ludzie szybko przyzwyczajają się do tego, co przychodzi łatwo, intensyfikują swoje doznania, by uciec od nużących lub męczących ich analiz rzeczywistości. A rzeczywistość często nas przerasta. Oczywiście w ogólnym rozrachunku, gdyby nie było takiej platformy, smartfonów, czy nawet telewizji, człowiek i tak znalazłby jakiś rozpraszacz. Dlatego dużo bardziej wolę otaczać się osobami, z którymi tak, jak z Tobą, w tym całym pędzie można się zatrzymać, porozmawiać. Pomyśleć.

Joanna: Dziękuję, wzajemnie.

Anna: I to jest chyba dobre miejsce, aby się zatrzymać. Koniec końców, może to tylko my jesteśmy takie dziwne, że ciągle coś sobie wymyślamy, a potem zastanawiamy się, dlaczego to wymyśliłyśmy i próbujemy nadać temu kształt?

Joanna: I w dodatku za dużo analizujemy.

Anna: Ale czy nie czynimy tego pięknie?


Rozmawiały:

Joanna Fligiel (ur. 1968). Redaktorka Babińca Literackiego. Autorka trzech książek poetyckich: „Autoportret”, „Geny”, „Rubato”.

Anna Musiał (ur. 1987). Redaktorka Babińca Literackiego. Autorka dwóch książek poetyckich: „Pandemonium”, „Coleoptera”.

niedziela, 27 stycznia 2019

Birenbaum, Sałdecka, Karbowska, Konopnicka, Sanković, Fligiel, Wójtowicz

I
Halinana Birenbaum – moja legenda

mam swą legendę
strzegę jej
wsłuchuję się w nią

życie, które było
jest moją legendą
upływające dziś –
wynika z tamtego
bez niego nie ma sensu

w mojej legendzie – rodzina
ja przywarta do niej
mała
skamieniała z grozy
siłą oderwana

w legendzie mojej
świat niewidzialny – zgładzony
dźwigam go drżąca
związana z nim na zawsze
tysiącem więzów, mimo że był straszny

moja legenda – to rodzice
brat, Hela jego żona młoda
przyjaciele z dzieciństwa
zwykli ludzie
ich obecność wykreślona
wniesiona w legendę mimowolną
na wieki

28 lipca 1983

*

Halina Birenbaum – polsko-izraelska poetka, prozaiczka, tłumaczka. Człowiek Pojednania. Ocalała z Szoa.

II

Karolina Sałdecka ‒ Kobiety przydrożne

babcia grała na organach
w drewnianym kościele
na kolację jadało się chleb
z pomidorem czosnkiem i oliwkami
matka starała się o kolejne
dzieci byle tylko jej nie zostawił
nie znalazł sobie lepszej
blondynki w samonośnych pończochach
zapracowanej kosmetyczki
z zarejestrowaną działalnością
z zabezpieczeniem lub bez
z dojazdem do klienta

popatrz jestem
na każde wezwanie
na telefon moja szminka
nie zostawia śladów na koszuli
ani na genitaliach
jestem też idealna
do romantycznych kolacji spotkań i rautów
mogę założyć perukę i mieć na imię
Siena
powiedz tylko słowo
powiedz tylko
po co

*

Karolina Sałdecka, również jako Karolina Sałdecka-Kielak (ur. 1983) – polska poetka i pisarka. Autorka dwóch tomów poetyckich "Na własne oczy" (Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2011) i "Psi blues" (K.I.T. Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2016) oraz powieści "Psycho killer" (Bydgoska Fundacja Wolnej Myśli, Bydgoszcz 2016) i monografii „Żyjemy jeszcze na rusztowaniach...: wizerunek kobiety w polskich powieściach doby realizmu socrealistycznego" (Dom Wydawniczy Duet, Toruń - Łysomice 2013). Doktor nauk humanistycznych. Laureatka I nagrody VII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego 2009. Nominowana do Orfeusza – Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego 2017 za tomik Psi blues. Publikowała m.in. w Arteriach, Blizie, Toposie, Twórczości. W 2016 otrzymała stypendium Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego w dziedzinie literatury.

III
Lidia Karbowska

Lana

/śpię tylko połową oczu śpię tylko połową oczu

w płynięciu mój makijaż
jest równie perfekcyjny co Lany del Rey i innych
morskich stworzeń (z dokumentów teledysków snów). w płynięciu

mój makijaż utrzymuje się do dwudziestu czterech godzin
mój makijaż utrzymuje się do dwudziestu czterech godzin
zwłaszcza tutaj – jestem

kobietą – w nieustannym przepływie płynięciu – jestem kobietą
tylko w wierszu

/patrzę na ciebie połową oczu mówię połową języka śnię połową snu

*

Lidia Karbowska – rocznik ’95, spod Poznania. Studentka filozofii, teatroholiczka, kociara.

IV
Maria Konopnicka – Chłopskie serce
.
W tłumie na mrozie stanęła, pod ścianą,
Okryta starą, mężowską sukmaną.

Posępna rzecz jest ta siwa siermięga,
Przesiąkła potem i Izami i zdarta
Na zgiętym w pracy i niedoli grzbiecie
Nędzarza, który nigdy z ciemności nie sięga
Do światła żadną ożywczą nadzieją...
I smętna rzecz jest, i zadumy warta,
I sama w sobie taka żałośliwa,
Jakby nie łachman, ale rana żywa
Na narodowym ciele się krwawiąca...
Kiedyś, gdy wichry i burze przewieją
I rozbłękitni się w sobie wiek słońca,

O tej siermiędze mówić będą w świecie

I zwać jej dzieje ludu epopeją...
I może wtedy nawet my, my sami,
Wśród narodowych skarbów i pamiątek

Ten nędzny, zgrzebny, poszarpany szczątek
Chować będziemy - i oblewać łzami!

Pół dnia już stała tak, nieporuszona,
Bezwładnie oba zwiesiwszy ramiona,
Patrząc upornie na gmach, kędy w sali
Rekrutów strzygli i mundurowali.
W ręku ubogi węzełek trzymała -
Chudoba syna, mizerna i licha...
Twarz jej wygasła, pożółkła, zmartwiała,
Jak pustka była posępna i cicha
I tylko usta zacięte, drgające,
Jakiś krzyk duszy zdradzały ogromny,
Co mógł wybuchnąć dziki, nieprzytomny,
I bić w niebiosa, i wstrząsać to słońce,
Co bezpromicnną i zimną swą głowę
Ukryło kędyś za chmury śniegowe.

Sąsiad przemówił do niej: "Pochwalony!"
Odrzekła na to jękiem jakimś głuchym...
Pierś jej w śmiertelnej podniosła się męce
I znowu wzrokiem błyszczącym i suchym
Patrzyła na drzwi zamknięte, przed siebie.
O, pochwalony! O, błogosławiony
Bądź Ty mi, Chryste, co przebite ręce
Rozciągasz ponad wieśniacze zagony
Z przydrożnych krzyżów! Tyś jest Bóg nędzarzy!
Ty liczysz kędyś w błękitnym swym niebie
Wszystkie gryzące Izy troski i bólu,
Co żłobią bruzdy wśród zwiędłych tych twarzy...
O! pochwalony bądź, boleści Królu!

Z trzaskiem otwarto drzwi sali: w natłoku
On jeden tylko jest widny jej oku...
Jej Jasiek!... Dziwne spostrzega odmiany:
Jakieś odblaski tragiczne, surowe
Padły już na tę obnażoną głowę,
Którą dziś jeszcze ocieniał włos lniany...
Klasnęła w dłonie i w oczy mu patrzy,
Podszedł w milczeniu. Był gibszy i bladszy,
A łzy, co kędyś pod sercem zaległy,
Wielkie i słone po licach mu zbiegły...
"O matko!" - "Nie płacz! Pan Jezus przemieni...
Tyś głodny: weź to, posil się na drogę..."
Chleb mu podała! wyjął nóż z kieszeni,
Odkroił kęsek i szepnął: "Nie mogę!
Nie mogę, matko, sam!" - "Jak chusta zbladła,
Lecz rozłamała chleb - i z synem jadła.

A wtem wydano ostatnie rozkazy.
Marsz zabrzmiał. Jakieś zmieszane obrazy
Łąk, pól i lasów, i chaty, i wioski
Powiały razem z dźwiękami tej nuty...
- Hej!... nic zobaczyć już tego w żołnierce! -
Powstał zgiełk, lament!... Jaśka tylko matka
Bez łzy, bez skargi trwała do ostatka,
Zwróciwszy oczy smutne, pełne troski,
Na drogę, którą iść miały rekruty...
Nagle, jak gdyby zawiodła ją siłą,
Syna rękoma za piersi chwyciła...
"Dziecko!..." - krzyknęła raz tylko i zbladła,
I zatoczyła się - i martwa padła...
Mówiono, że jej pękło chłopskie serce.

*

Maria Stanisława Konopnicka z domu Wasiłowska, krypt. i ps. „M. K.”, „K.”, „Ko-mar”, „Jan Sawa”, „Marko”, „Jan Waręż”, „Humanus”, „Ursus”, „Mruczysław Pazurek” (ur. 23 maja 1842  w Suwałkach, zm. 8 października 1910 we Lwowie) – polska poetka i nowelistka okresu realizmu, krytyk literacki, publicystka i tłumaczka.

Fot. Portret Marii Konopnickiej drzeworyt Aleksandra Regulskiego wg rysunku Józefa Buchbindera (1883)

V
Melita Sanković

Trawa mi do pasa, słońce do palców.

Dziadek mój mieszkał w domu na skraju lasu.
Przed i za domem rosła trawa w którą zapadał się
każdej wiosny. Słoneczny i wietrzny.
Łodygi go lubiły, zwierzę darzyło szacunkiem.

Ja urodzona jestem w piorunie.
Dziadek mój znalazł mnie w polu między liliami
czerwonymi od letniego słońca.
Po pas w trawie.
Orzeł w oku.

Przełożył Łukasz Szopa

*

Melita Sanković urodzona w 1978 r w Rijece, Chorwacja. Poezję publikuje od 2004 r., jej utwory ukazały się m.in. w piśmie kulturalno-artystycznym "RE". W 2005 r. opublikowała tom "Nešto prijateljsko" ("Coś przyjaznego") w wydaniu Stowarzyszenia "ParNas".

Łukasz Szopa, ur. 1973 w Tychach. Mieszka w Berlinie i Włosieniu. Poeta, prozaik i tłumacz pomiędzy polskim, niemieckim, i jugosłowiańskim. W latach 1997-1999 w Bośni-Hercegowinie, gdzie założył min. pismo literackie „Album” (Sarajewo) oraz współinicjator pisma literackiego „Kolaps” (Mostar). Publikował w Polsce, Austrii, Bośni i Hercegowinie, Chorwacji, Danii, Serbii i Czarnogórze, oraz w antologiach liryki (Polska, Austria). Opublikował zbióry poezji „Roadmovie” (Kartki, Białystok 2000) oraz wspólnie z Mehmedem Begićem „Film” (Alternativni Institut, Mostar, 2001).

źródło: Kwartalnik Pobocza

VI
Joanna Fligiel  – *** (Wiem, co to miłość)

Wiem, co to miłość, bo widziałam
dziadka przy furtce z Węglarzową,
jak babcia ich obserwowała,
dyskretnie kryjąc za zasłoną
słów  "marchwi nie dość dziś obrałeś"
zazdrość. Samowar, biały obrus,
herbata w cienkiej porcelanie,
słodki michałek pokrojony, podany
w poskręcanych palcach,

podwieczorkowa ich rozpusta  –
 – roztapiać czekoladę w ustach.

To miłość. Ubrać ją w sukienkę.
Tę, w której było jej najwdzięczniej.
Ułożyć włosy, domknąć wieko.
Żyć bez niej.

Koło furtki, częściej,
zaczyna kręcić się sąsiadka.

Pytam więc dziadka, jak najgrzeczniej:
 – z tej Węglarzowej miła babka?
A dziadek mówi: – Joaś, nie wiem,
nie mógłbym spojrzeć w oczy Helen.

*

Fot. Dziadkowe autorki wiersza –  Helena i Henryk

VI
Małgorzata Wójtowicz – Portret sentymentalny

Babci Zuzannie

Stareczko, co dla twych synowych
byłaś prawdziwą niewdzięcznicą,
suchą miotłą z chudym warkoczem,
a przed prawnukami ukrytymi pod stołem
potrafiłaś paść na kolana.

Pamiętam pierwsze mokre razy,
gdy porwałaś mnie nachyloną
ku tajemnicy studni
i trzymałaś w bolesnym uścisku,
a potem błagałaś Ponbóczka
o darowanie win.

Straciłam twoją dziedzinę z oczu,
teraz wraca w strączku grochu,
w zapachu matki lawendowej,
niegodnej, niesytej macierzanki,
żółtymi sodziakami na liściu kapusty,
które bielą się cukrem jak szronem.

*

Małgorzata Wójtowicz - Autorka tomu poezji „Jeszcze” wydanego przez Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu. Debiutowała w „Miesięczniku Literackim”, jej wiersze prezentowano w Polskim Radiu Rzeszów. Publikowała na łamach „Super Nowości”, kwartalnika „W Kręgu Mieleckich Humanistów”, a także na stronie internetowej „Nowe Myśli”.

niedziela, 13 stycznia 2019

Stallings, Eysymontt, Pawłowska, Raychert-Anaszewska, Ómarsdóttir, Płoszyńska, Hirshfield

I
Alicia Elsbeth Stallings (A.E. Stallings)  — Piosenka dla kobiet, które piszą wiersze

Śpiewaj, śpiewaj zanim skonasz.
Zejdź w ciemności, smoły szukaj.
Rzuć pół słówka dla Charona,
Niech trzygłowa warczy suka.

Pisz dla króla i królowej,
Może groby zaczną stękać,
Persefona łzy naftowe
Wytrze wtedy o swój rękaw.

Z twoich życzeń jedno spełnia:
By przez rzekę się przeprawił
Słodki, ckliwy jak lukrecja
Ten, co samą cię zostawił.

Nie oglądaj się za siebie.
Patrz na obraz w rzeki nurtach.
Może w glonach, niby w niebie,
Zadrży widmo, twoja córka.

Wyjdź z Tartaru, ale nie rusz
Tego, co się broni wściekle —
Częścią ciebie jest Orfeusz
I ta porzucona w Piekle.

*
Obraz może zawierać: 1 osoba, uśmiecha się, dziecko i zbliżenie
A.E.Stallings (ur.1968) jest poetką genialną. I ma na to papiery. W 2011 roku McArthur Foundation uhonorowała ją jedną ze swoich niezwykle hojnych “nagród dla geniuszy.” Tak piszą o niej na swoim internetowym portalu: Stallings to poetka i tłumaczka, która sięga do tradycji antycznej i ubiera swoje wiersze w tradycyjne formy sonetu, kupletu, kwartyny czy villanelli by spojrzeć w przenikliwy sposób na problemy współczesności. Jak sama podkreśla, starożytność nauczyła ją jak być nowoczesną. Stallings jest z wykształcenia filologiem klasycznym, studiowała na University of Georgia i na Oksfordzie. Mieszka w Atenach ze swoim mężem i synem Jasonem. I ciągle szuka złotego runa. Wydaje się, że znajduje je dość często. Wydała rewelacyjne tłumaczenie De Rerum Natura Lukrecjusza, kilka zbiorów esejów i, rzecz jasna, kilka tomików wierszy. Za te ostatnie obsypano ją wieloma nagrodami. Uważa ją się powszechnie, po śmierci Richarda Wilbura w 2017 roku, za najjaśniejszą gwiazdę tradycyjnych form poetyckich. Ja osobiście uwielbiam tę poetkę. Być może, po zakończeniu tłumaczeń całości dorobku Emily Dickinson, okaże się ona następnym projektem charytatywnym. Dzisiaj dla czytelników Babińca wspaniały, jak myślę, wiersz, który nicuje wytarty już nieco mit o Orfeuszu i Eurydyce. Jak widać, to tylko od nas zależy czy mity umierają.
Przekład wiersza oraz sowo o poetce przygotował Janusz Solarz.

II
Barbara Eysymontt — Zima Izoldy

Była zima. Oset mrozu
wspinał się ostro po blankach.
Mdlała Izolda przy krosnach,
tkając miłości włos długi i złoty
a na murach, na dziedzińcach, w krużgankach
wciąż ta sama zamieć obcych kroków
i miecz wąski księżyca za oknem.

Była zima. I ziębły jej ręce.
Przynosili mroźne polana
i świecili jej w oczy ogniem
z dalekiego raju — ze świata,
w którym palił się jego oddech
i rósł w górę płomień jego ciała.

Była zima. Drzewo pękało na dwoje
i ptak spadał z nieba — odłupany kamień.
I modliła się Izolda
przez śmierć i przez zamieć:
Boże, który piszesz historię
w ludziach, zwierzętach i rzeczach —
ocal dla mnie tę kroplę czasu:
tę noc, w której słyszeć będę jego serce
po drugiej stronie miecza...

*
Obraz może zawierać: tekst
Barbara Eysymontt (13 stycznia 1930 r. w Lublinie, zm. 5 marca 1996 w Warszawie) - polska poetka, prozaik, autorka utworów dla dzieci i młodzieży. Studiowała filologię polską na KUL. Debiutowała w 1950 r. na łamach prasy jako poetka. Była długoletnią redaktorką tygodnika "Za i przeciw" (Warszawa).
fot. lubimyczytać.pl

III
Katarzyna Pawłowska – Linia żeńska

Z łona pochodzę ze splotów nukleotydów
uwiło mnie życie kołysząc w dłoniach
najpotężniejszej siły natury
Nosiła mnie matka a rytm jej kroków
rozbrzmiewał na wilgotnym ciele ziemi
jak nasiono rosłam pod jej sercem

Chwiałam się nie mogąc zakorzenić
odnajdywałam tylko ból przekazywany
z łona do łona któremu się pokłoniłam
rozumiejąc że silne muszę mieć korzenie
w matce i w matkach jej matek
Teraz w brzuchu ziemi spoczywam
łonu ziemi się poddaję z ufnością dziecka
czekam przecięcia pępowiny i połączenia
z tym co wydało mnie na świat

*
Obraz może zawierać: 1 osoba, zbliżenie
Katarzyna Pawłowska – zaklinaczka słów. Kobieta naelektryzowana pozytywną energią. Lecząca dźwiękiem zbolałe ciała i dusze.

IV
Barbara Raychert-Anaszewska ***

Gdybym chciała opowiedzieć to wszystko o czym milczę,
musiałabym się wzbić wysoko
ponad nieufność i krańcową niewiarę.
Ubrać twarz w uśmiech i niby lekkim tonem
mówić o moim rodzinnym domu,
który dusił mnie powoli bielą swoich ścian.
Musiałabym udawać, że ciężar, który czułam
nie był aż tak ciężki
bo cóż to jest brak czułości zmieszanej ze smutkiem,
to tylko dysonans ludzkiej natury.

Gdybym chciała opowiedzieć o nocach,
musiałabym z obojętną miną odkrywać ich bezsenność
wymieszaną ze strachem i poczuć na ustach ten gorzki smak,
wiadomo, jak to z trucizną.

Gdybym chciała opowiedzieć o dzieciństwie i młodości
zaczęłabym dłońmi wyrywać z wnętrzności
schludnie spięte odpadki
a w powietrzu unosiłoby się echo gnijących resztek przeszłości.

Gdybym chciała opowiedzieć o samotności
musiałabym jednym tchem nabrać powietrza
i wyrzucić z siebie ten krzyk pomiędzy narodzinami a śmiercią.

Gdybym chciała opowiedzieć to wszystko o czym milczę,
byłaby to powieść-rzeka płynąca w poprzek mojego spojrzenia
niesiona pamięcią.
*
Obraz może zawierać: 1 osoba, fotka z ręki i zbliżenie
Barbara Raychert-Anaszewska, urodzona w Legnicy, pisze, mieszka, pracuje. Publikowała w „Szuflada‘’ oraz „Współczesna Poezja Polska‘’. Redaktorka Babińca Literackiego.

V
Kristín Ómarsdóttir – Trzy Poetki
Trzy poetki
w białych stanikach
siedzą wokół niskiej
owalnej ławy.
Z książkami w dłoniach.

Mężczyzna w pirackiej bluzie
wprost z burzy śnieżnej
wchodzi przez drzwi
i siada przy stoliku kobiet.

Zdejmuje bluzę.

A kiedy dotyka
jednej z nich
są już bez życia.
I nie odżywają.
Choć oczekiwały
jego pocałunków.

On podnosi się wreszcie,
bierze na ręce tę dotkniętą
i wynosi.

Podmuch powietrza
otwieranych i zamykanych drzwi
przewraca strony książek
wszystkich trzech.

/z tomu – Kelnerka w Starej Restauracji, Rejkjawik 1993, z oryginału na angielski przełożyła Vala Thorodds, tłumaczenie na polski – Jerzy Bartonezz/

*
Obraz może zawierać: 1 osoba
Kristín Ómarsdóttir (ur . 24 września 1962 r. W Reykjaviku ) – islandzka pisarka i poetka. Jej twórczość jest publikowana poza Islandią również we Francji, Szwecji, Finlandii i Stanach Zjednoczonych.

VI
Dorota Płoszczyńska – Do butów nieco sfatygowanych

Wymyślili wam człowieka
abyście chodziły parami
z kamienia na kamień
wymyślili tęsknotę do ziemi
taki tani patriotyzm
trzeba znać swoje miejsce
z klasą przemierzać
ciemność
odchodzić od zmysłów
kiedy jesteście zdarte
obite ironią
wymyślili wam prędkość
w wyścigu
granice czasu
którym przeczy
wymiar człowieczy
nakazano
sznurować język
pokryty pleśnią
dokopać komuś
głodną podeszwą
i nie zwlekając
dojść do siebie

pada śnieg
na drzewach mokną pieniądze
a osły chodzą
parami
po śladach

*
Obraz może zawierać: 1 osoba
Dorota Płoszczyńska  – poetka, autorka czterech tomików poezji "Wejść w inny wymiar" (1981), "Światło Cień" (2008), "Coolminacja" (2009) i Dream Center Metafory (2012). Publikowała w wielu magazynach oraz w Antologii Poetów Polskich 2016 i 2017.

VII
Jane Hirshfield – Opowieść
Kobieta opowiada mi
o ślicznym ptaszku,
który, martwy, leżał
przez trzy dni na parapecie jej okna.
O swojej córeczce, która przybiegła
wołając „Mamo, on żyje!”
Kiedy tam poszła, chyba żył.
Szmaragdowe piórka skrzydeł ruszały się, gardło
zdawało się znów pulsować.
Z bliska zobaczyła,
jak rzeczywiste życie podnosi się
pod skrzydłami. Odwróciła twarz,
żeby dziecko nie widziało, choć zobaczy.

Przełożył Czesław Miłosz
Źródło: Słodycz jabłek, słodycz fig, Znak 2018

*
Obraz może zawierać: 1 osoba, zbliżenie
Jane Hirshfield (1953) – amerykańska poetka. Otrzymała bakalaureat na Uniwersytecie Princeton, należała do pierwszego rocznika, w którym studiowały kobiety. Wydała kilka tomów wierszy, m.in. Alaya (1982), Of Gravity & Angels (1988), The October Palace (1994), Given Sugar, Given Salt (2001), After (2006), Come, Thief (2011) i The Beauty (2015). Wraz z Mariko Aratani opublikowała antologię dawnej poezji japońskiej.

niedziela, 6 stycznia 2019

Zińczuk, Kegljen, Markowska-Budniak, Valdés, Grabowska, Wöhrmann, Erb

I
Aleksandra Zińczuk  ‒Tutejszość

chleb wydłużony, wieczność od piątku przekładamy na potem:
ktoś wkomponował nas w osobisty kalendarz. Trzeba sobie zrobić dystans, mówisz
tektonicznie odsuwając czas –
drewniany barak kończący się w niedzielnej homilii. Nasze oczekiwanie
co dzień dochodzi do sedna, ponoć. Nie zauważam,
może tamten maj nie pozwalał na to. Pamiętasz,
staw z któregoś osiemdziesiątego roku, wiosną nauczyłem cię: rybom łuski
zdzierałaś, a ja myślałem, że ty wiesz, nie poddajesz się męskim rytuałom,
klinicznemu obrzezaniu, że syreną jesteś

*
Obraz może zawierać: 1 osoba, uśmiecha się, zbliżenie
Aleksandra Zińczuk - urodzona w 1981 roku, pochodzi z Włodawy. Literaturoznawczyni, poetka, eseistka, działaczka społeczna. W pracy społecznej i naukowej porusza tematykę pamięci i porozumienia w miejscach objętych konfliktem (zbrodnia wołyńska). W 2018 zadebiutowała tomem wierszy Ja De (Biblioteka "Toposu").

II
Kristina Kegljen ‒ Nylonowe suknie

Chodziliśmy chowając się przed zapachem wiatru
Jak przed czerwonymi plamami na majtkach
Przywoływali duchy ukryte w
Korzeniach włosków na rękach które
Szczerze stawały dęba na każdy safoński dotyk
Czy jeszcze lepiej – pocałunek

Chłopcy mają na sobie nylonowe suknie
Trzęsą udami i
Instalują sobie sztuczne rzęsy

Tej nocy publiczność kabaretu niecierpliwie ich wyczekuje

Przedstawią się jako trzech króli
Ich bawełniane włosy reflektować będą
Bezwarunkową miłość

Ojcowie wśród publiczności iskrzyć się będą ku kelnerkom
A matki wyczekiwać chwili by móc wreszcie pójść do toalety
Napudrować nos i pociągnąć jedną czy dwie linijki

Tak to już jest z dziećmi indygo

Nigdy nie wiadomo, czy wolą bardziej cukier biały
Czy brązowy.

Przełożył Łukasz Szopa

*
Obraz może zawierać: 1 osoba, zbliżenie
Kristina Kegljen urodzona w 1987 roku w Slavonskim Brodzie. W trzeciej klasie gimnazjum zdobywczyni pierwszej nagrody na festiwalu „Goranovo Proljeće” w kategorii szkół średnich. W tymże 2005 roku otrzymuje roczne stypendium na kanadyjski collage Lester B. Pearson. W 2007 roku ukazuje się jej pierwszy tomik poezji p.t. Capricorn. W 2007 r. laureatka konkursów pism „Algoritam” oraz „Vijenac”. W 2009 r. ukazuje się jej drugi zbiór poezji p.t. Ne poklanjaj srce divljim stvorovima („Nie ofiaruj serca dzikim rzeczom”). Tego też roku otrzymuje nagrodę Rektora za wspomniany zbiór wierszy.

Łukasz Szopa ur. 1973 w Tychach. Mieszka w Berlinie i Włosieniu. Poeta, prozaik i tłumacz pomiędzy polskim, niemieckim, i jugosłowiańskim. W latach 1997-1999 w Bośni-Hercegownie, gdzie założył min. pismo literackie „Album” (Sarajewo) oraz współinicjator pisma literackiego „Kolaps” (Mostar). Publikował w Polsce, Austrii, Bośni i Hercegowinie, Chorwacji, Danii, Serbii i Czarnogórze, oraz w antologiach liryki (Polska, Austria). Opublikował zbióry poezji „Roadmovie” (Kartki, Białystok 2000) oraz wspólnie z Mehmedem Begićem „Film” (Alternativni Institut, Mostar, 2001).

źródło: Kwartalnik Pobocza

III
Halina Markowska Budniak ‒ kobieta maluje (tryptyk I)

"Uwierz, że warto jest żyć i że to przekonanie
sprawi, iż stanie się to faktem. Nie bój się żyć."
William James

szkic pierwszy
kobieta używa czerwonej farby zanurza zielony język
w ziemi szuka odpowiedniego smaku wypluwa pestki
wydrapuje ślady na spękanej korze splata warkocze
zlizuje kryształki soli rozmieszcza ptaki na drzewach
śmieje się przypina skrzydła i spada na trzy raty

rozpuszcza włosy maluje paznokcie karmi irysy czeka
uśmiecha się mówi słonko mówi rybko mówi kocham
czyta Rilkego i zostaje w łóżku jest dobra przez cały dzień
strzepuje popiół postanawia oddać spinki i białą koszulę
srebrny nóż i czarny wachlarz trzymają ją z dala od mostu

szkic drugi
kobieta myśli o odejściu coraz częściej kładzie na szali
eksponaty gałązkę oliwną cierń tarniny owoc głogu
waga ani drgnie szuka złotego środka a znajduje
kołyskę księżyca huśta się do rana jak wtedy
w obcym parku gdy ojciec zostawił ją na huśtawce

zastanawia się jakie znaczenie ma brak jednej zmarszczki
na świeżo wyprasowanym obrusie dlaczego listki mandarynek
zwijają się w brązową spiralkę gdy tylko odwróci się plecami
prasuje i układa nieprzespane noce na koszulach w kratkę
zwija wełnę aż staje się kłębkiem kolczastego drutu

szkic trzeci
kobieta zanurza się w szarość każdego dnia coraz głębiej
pozbawiona szmaragdu łyka zielone fasolki o smaku piołunu
nie znajduje żaru by podtrzymywać ogień nie podnosi wzroku
ponad ślad własnego cienia jest jak harfa pozbawiona strun
znalazły w niej schronienie czarne kruki nocami ostrzą skrzydła

*
Obraz może zawierać: 1 osoba, okulary przeciwsłoneczne i zbliżenie
Halina Markowska Budniak, ur. 1950. Autorka tomików: "Poszukiwania" (1992) i "Pomiędzy ostem a nagietkiem" (2014). Jej wiersze publikowały liczne czasopisma i antologie, w tym m.in. Wiatr w szuwarach (1993), Dojrzewanie w miłości (2000) czy Antologia Poetów Polskich 2016 i 2017.

IV
Olvido García Valdés

matki głuche i ślepe ofiarują muzykę
córkom ślepym i głuchym
w ich łonach

kosy, drozdy i gołębie pluskają się
w błotnistej wodzie po deszczu, mała
sadzawka w ogrodzie, wieczór 3 stycznia;
były gołębie, zdołał przegonić je kos,
aż wyskakiwały gwałtownie; czarny
od wirowania i trzepotu odcina się
w białym pierścieniu; zlatują drozdy, dwa
i wraca jedna gołębica; ma napuszone
skrzydła i wydaje się większa, szykuje się
do picia i kąpieli, potrząsa, strzepuje skrzydłami,
czym prawie wystrasza sąsiadów; improwizuje
bieg ku nim, a ci wspinają się
na środkowy brzeg i odlatują daleko;
znowu pojawia się kos, oddala się
gołębica, obserwuje go inny kos,
zbliża się, piją i lecą
potem w stronę drzew

matki głuche i muzyki
uśpionych córek;
chodźmy do śmierci, kochanie,
chodźmy stąd do śmierci

(I wszyscy byliśmy żywi)

Przełożyła Marta Eloy Cichocka

*
Obraz może zawierać: 1 osoba, okulary, zbliżenie i w budynku
Olvido García Valdés (1950) – hiszpańska poetka i eseistka, tłumaczka m.in. Pasoliniego, Achmatowej i Cwietajewej, współzałożycielka takich pisma literackich, jak „Los Infolios”, „El signo del gorrión” czy „Hablar/Falar de Poesia”. Z wykształcenia filolożka i filozofka, długoletnia wykładowczyni języka hiszpańskiego i literatury, kierowała również Instytutem Cervantesa w Tuluzie, a teraz stoi na czele Dyrekcji Generalnej ds. Książek w Ministerstwie Kultury Królestwa Hiszpanii. Opublikowała siedem tomów poezji oraz dwie antologie: „La poesía, ese cuerpo extraño” (2005) i „Esa polilla que delante de mí revolotea. Poesía reunida” (1982-2008). Jest laureatką m.in. Premio Ícaro de Literatura (1991), premio Leonor de Poesía (1995) i prestiżowego Premio Nacional de Poesía (2007). Tłumaczona na angielski, francuski, niemiecki, polski, portugalski, rumuński, szwedzki, włoski, arabski i chiński. Była gościem Festiwalu Miłosza w Krakowie. Wydawnictwo Lokator opublikowało wiersze wybrane Olvido Garcíi Valdés pt. „Obraz, który trwa tyle, co życie” (2018) w przekładzie Marty Eloy Cichockiej. Jest nieprzyjaciółką poezji lekkostrawnej, traktującej czytelnika jako konsumenta.

V
Anna Grabowska - burżuazja bez uroku

bawię się w dyskrecję, rzucam
urokiem - niech się potoczy
pod nogi etykiety. kilka trzepotów rzęs
w stronę buñuela. niedyskretne puszczenie oczka

zachęci go do obiadu. nienaganna gra.
nie dopuszczam do tremy podczas brania do ust
pożywienia. jest dużo
głodnych oczu. więcej niż żołądków.

udaję, że mylę sztućce, przechytrzam reżysera
i śnimy we śnie. wydarza się więcej niż
w ogrodzie. można zaspokoić żądze
i szybko opuścić sukienkę,

zmienić scenę, kochanka, maniery.
obudzić się. z uśmiechem
wyjść z kina i wystrzelać
współtowarzyszy obiadu.

*
Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i zbliżenie
Anna Grabowska – mieszka i pracuje w Paryżu. Studiowała na Sorbonie filozofię i politologię. Na trzecim roku podjęła również naukę na Uniwersytecie Pierre et Marie Curie na kierunku położnictwo. Po dyplomie podjęła pracę w Instytucie Pasteura, a później w Szpitalu Chorób Dziecięcych Necker. W 2015 ukończyła psychologie w kierunku neurokognitywistyki na Uniwersytecie Paris Descartes. Obecnie jest tłumaczem i pisze reportaże do francuskiej prasy. Założycielka strony „Poezja” na fb. Jest feministką, matką trzech córek, czasami zamężna, autorką wierszy, zebranych w tomie „Migotanie gwiazd i przedsionków” jako nagrody głównej VI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Janusza Różewicza. Jej utwory znajdują się również w wielu antologiach.

VI
Bettina Wöhrmann ‒ Red Land

Kiedyś pierwszego dnia stworzenia
rozerwała ziemia na czerwono
swoją skórę swe mięso
do samego wnętrza
czas szedł dalej
bez powrotu bez
wspominania

W rozwartą szczelinę
co wieczór wpada szaro
dzień – nikt
nie wie
czy wróci
w półmroku
poranka

przełożył Marek Śnieciński

*
Obraz może zawierać: 1 osoba, noc, dziecko i zbliżenie
Bettina Wöhrmann (Eberspächer), (1957) – poetka i tłumaczka, literatury polskiej, rosyjskiej i bośniackiej. Na swoim koncie ma kilka książek, m.in. "Weiss/Biel" (Warszawa 2014, przekład Marek Śnieciński) oraz kilkanaście przekładów. Uczestniczka niemiecko-polskiego programu Poetendampfer (Parowiec Poetycki). Mieszka i pracuje w Heidelbergu.

Marek Śnieciński – (1958) roku, poeta, eseista, tłumacz, krytyk sztuki, adiunkt w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, stypendysta w Literarischen Colloquium Berlin. W ostatnich latach opublikował: „Coitus sacralis” (2000), „Jak cię milczeć” (2004), „Andere Obsessionen” (2008).

VII
Elke Erb – Ta osoba, to możliwe

zmierza do kresu.

Zapewne, załadowany ciężar
trzeba kiedyś rozładować.
Zgodnie z naturą, skoro byłaby obciążona.

Nadchodzi znak, że trzeba kończyć.
Zamknąć wszystkie przedsięwzięcia.

Czas wycofać się, wyjść cichaczem.

To co wyprostowane chce właśnie przełamania.
Chciałoby teraz zostać złamane.

Jej prawda już więcej nie wystarczy.
Dosyć, ona nie wystarczy.

Kamień albo kurz.

Zmęczona jest skóra twarzy
mimo otwartych balkonowych drzwi.

Za dziesięć minut północ.

Pomiędzy łopatkami delikatnie, lecz wyraźnie
boli – ach, prawie jakby żarzył się! – kręgosłup.

przełożył Marek Śnieciński

*
Obraz może zawierać: 1 osoba, okulary i zbliżenie
Elke Erb (1938) – poetka, pisarka i tłumaczka. Jest jedną z najwybitniejszych autorek we współczesnej literaturze niemieckiej. Wydała ponad 20 książek, była wielokrotnie nagradzana za swoją twórczość, m.in. Roswitha Preis (2012), Georg-Trakl-Preis für Lyrik (2012), Ernst-Jandl-Preis (2013).

Marek Śnieciński – (1958) roku, poeta, eseista, tłumacz, krytyk sztuki, adiunkt w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, stypendysta w Literarischen Colloquium Berlin. W ostatnich latach opublikował: „Coitus sacralis” (2000), „Jak cię milczeć” (2004), „Andere Obsessionen” (2008).

Redakcja Babińca Literackiego zaprasza!

 Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy! Po dłuższej przerwie w blogowaniu, przedstawiamy Państwu obecny skład redakcji Babińca Literackiego...