Karolina Kułakowska - fragment powieści o Oskarze Kokoschce i Almie Mahler

Oskar Kokoschka

Nasze gniazdko było już na ukończeniu, naprawdę, wszystko się zaczęło jakoś układać. Miałem nadzieję na prawdziwą idyllę. Nawet córeczka Almy mnie polubiła. Często patrzyła, jak tworzyłem, i mówiła – wujek Oskar znowu maluje mamusię. To było takie miłe. Czasami dodawała jakieś komentarze o stosowanych przeze mnie barwach. Zupełnie, jakby była starsza i miała jakąś wiedzę. Całkiem możliwe, że zostanie kiedyś artystką, myślałem. Taką wrażliwość posiadają tylko twórcze dusze. W sumie, jakby nie patrzeć, jej ojciec był kompozytorem… Właśnie, à propos. Ten przeklęty Mahler znowu zaczął wchodzić między nas, a raczej jego paskudna twarz. Niedawno listonosz przyniósł paczkę. Otwarliśmy razem (chciałem być pewny, że Alma nie miała przede mną sekretów). W pudle znajdowała się maska pośmiertna Mahlera. Tego już nie wytrzymałem. Krzyknąłem na Almę, by wyrzuciła w diabły to cholerstwo. Dość, że trzymała jego partytury. Nie potrzebowałem jeszcze patrzeć na ten pysk! Alma nie dawała za wygraną. Postawiła maskę w widocznym miejscu i tryumfalnie oznajmiła, że Gustav był jej mężem i znajdzie się dla niego miejsce w tym domu. Wtedy awantura rozpętała się na dobre. Zaczęliśmy wyzywać się od najgorszych. Znowu zaślepiła mnie zazdrość, a ta kobieta chciała postawić na swoim.
*
Kilka dni później stało się coś okropnego. Alma rano udała się do kliniki, by usunąć dziecko. Owoc naszej wspaniałej, namiętnej miłości. Nie wiedziałem dlaczego. Skąd ta dramatyczna decyzja? Chyba chodziło o tę kłótnię. Tylko co ma trup Mahlera do jej ciąży?


Alma Mahler


Po raz kolejny byłam w ciąży. Tym razem chodziło o dziecko poczęte w dzikiej namiętności. Były dni, kiedy cieszyłam się z tego, że zostanę matką. Widziałam, jak bardzo Oskar lubi dzieci, jak dobrze dogaduje się z Anną. To niesamowite. Na pewno byłby lepszym ojcem, niż jej prawdziwy, Gustav. Tamten potrafił tylko dbać o swoją muzykę. Dzieci i rachunki zawsze pozostawały na mojej głowie. W jednym domu może mieszkać tylko jeden geniusz - to jego słowa. Ja byłam dobra do przepisywania partytury, choć już wtedy chciałam komponować. Tak naprawdę to moje marzenie z młodości, w końcu coś napisać, a później dawać koncerty. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek uda mi się je spełnić, tym bardziej, że znowu byłam w ciąży. W te dni, gdy marzyłam, nie chciałam tego dziecka.
Stało się. Pewnego dnia znowu doszło pomiędzy nami do kłótni. Tym razem powodem był, a jakże by inaczej, wspomniany wcześniej Mahler. Siedzieliśmy spokojnie w domu, gdy dostaliśmy przesyłkę. Nie wiem dlaczego, Oskar nalegał, by paczkę otworzyć wspólnie. Nie chciałam się sprzeczać o tak nieistotną rzecz, więc zgodziłam się. Ku naszym zdziwieniu w środku była maska pośmiertna mojego pierwszego męża. Jego twarz wyglądała spokojnie, dość dziwnie, zupełnie inaczej niż za życia. Przypomniał mi się jego donośny głos, którym tak pięknie klął i wydawał rozkazy. Gdy Oskar zobaczył zawartość nieźle się wkurzył. Stwierdził, że muszę wyrzucić z domu to coś, co dostarczono, bo dalej nas będzie prześladować „duch tego przeklętego Mahlera”. Wtedy to ja się wzburzyłam, ponieważ obraził osobę, która kiedyś była mi bliska, która w dodatku była ojcem mojej córki. Ze względu na Annę uważałam, że maska powinna zostać w naszym domu. Co więcej, ustawiłam ją w widocznym miejscu. Jakby nie patrzeć, Gustav był kiedyś moim mężem, napisał sporo utworów na moją cześć. Pamięć o geniuszu powinna trwać wiecznie.

Komentarze