Ka Klakla, Czarnecka, Dimitrowa, Morawiec, Szyjan, Dobrzańska, Graham

 I

Ka Klakla

sakramenty

kiedy już wszyscy odzyskamy godność
będziemy żyć według prawa naturalnego
nienormatywne noworodki (ocalone z rzezi
nienarodzonych) ochrzcimy i pochowamy
w szafach zamkniemy w klatkach a nasz pan
ożeni się z morzem (stan cywilny – wdowa)
wtedy nastanie królestwo nie z tego świata
najwierniejszym odrosną skrzydła i zaświecą
aureole
trwoga
nadchodzi ostatnia godzina
nie jest kurwa dobrze pogańskie drzewa
karczowane na papier zamknięci czekamy
na powtórne wyjście 30 milionów kart
głosujemy za niebem

grabię łuski miny niewypały niech służą
do mszy
rosną mi rogi chowam je w chuście
monitoring ruchu warg pulsu białej
gorączki gaszę światło zakaz gromadzenia
bezwolność słowa obiecuję że wrócę
i idę do piekła

*














Ka Klakla – urodzona w Krakowie. Studia magisterskie i doktoranckie na Wydziale Architektury PK , studia pedagogiczne, literackie studia podyplomowe UJ. Pisze, maluje, projektuje, redaguje, fotografuje. Nie gra i nie śpiewa, ale słucha i tańczy. Dla słabszych ma serce, a dla wrogów – topór.

Poezja: Babiniec Literacki - publikacje na stronach i nagrody w konkursach. Nominacja w kategorii debiut w 7 Konkursie Poetyckim Fundacji Dużego Formatu 2019, nominacje w Ogólnopolskim Konkursie na Autorską Książkę Literacką Świdnica 2019 za tomik Córka Ewy, siostra Kaina, wyróżnienie W XV konkursie im. K. Ratonia 2019, Antologia poezji 111 Babiniec Literacki i FDF 2020, Fraza nr 1-2 2020 pismo literackie wyd. Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne Fraza , Almanach wierszy doraźnych Biuro Literackie 2020, Żałoba po kocie – FDF 2020 (w druku)
Proza: Powieść Łotrzyca – Nagroda główna w IV edycji konkursu im. M. Słomczyńskiego, Księgarnia Akademicka 2020 (w druku), antologia Następni – Księgarnia Akademicka 2019, antologia SLApidarni – Księgarnia Akademicka 2019, dzienniki pandemii Jutro nie mieści się w głowie Blue Bird 2020 (w druku), nominacja w Ogólnopolskim Konkursie na Autorską Książkę Literacką Świdnica 2020 za zbiór opowiadań Pobudka.


II

Krystyna Czarnecka

Symfonia niedokończona

I
mamo, ty umrzesz? zagrajmy w sen dla misiów i lalek.
nie było Dorotki ze sztywną nogą, w drodze do krainy,
Tomka z guzami na palcach i Karlssona z Gałęzi.
zagrajmy w sen.

mamo, ty umrzesz? umrę. zagrajmy w podróż. niech warczy
samochodzik na baterie. zabierzmy domek z klocków
i pierwszy poranek, jakby wykluł się właśnie w jaskółczym gnieździe
nad oknem.

mamo, ja umrę? zagrajmy w berka,
w berka zagrajmy lub w chowanego. ukryję cię przy piersi,
schowam pod sercem, pod sercem schowam, jak opłatek srebrzysty,
ze śniegu.

mamo, ja umrę? umrzesz.
zagrajmy o czarnego konia, o Piotrusia, o sześć na kościach.
na skrzypcach, wiolonczelach, altówkach, o twoje wiem: urodzimy się
raz jeszcze .

II

zagrajmy na ten sen. Dziadkowi Piaskowemu na powieki,
dla Dziadka Mroza na szron wczesny, którego miało nie być,
smyczkami na banieczkach mydlanych, na paluszkach,
na palcach.

ukołyszmy krzesła przed drogą i zagrajmy, zagrajmy na podróż.
spójrz, we wstecznym lusterku płyną domki, nie domki,
to dźwięki, niskie płotki, a wyżej drażnią daszki blaszane.
to domki.

zagrajmy na tej łące pomiędzy drzewami, w łapane zagrajmy.
biegnijmy, biegnijmy. jaskółki sfruwają z klawiatury fortepianu
i trzmiele drżą w dzwonkach. zagrajmy, zagrajmy w słuchane,
w schowane.

mamo, ty umrzesz?
czy to liście zerwane z powróseł tak szumią czy łzy?
mamo, ja umrę ?
czy to strumień zerwany ze smyczy tak szumi czy łzy?

III

zagramy ten szkic jak najdoskonalej, w chłodzie i wilgoci
lub w ogniu wirującym jak dziecięcy bączek.

*
Jest to dla mnie najważniejszy wiersz, ponieważ ze wszystkich, jakie napisałam, tylko ten ściska mnie za gardło, ilekroć go czytam.
*


Krystyna Czarnecka – arteterapeutka i trenerka umiejętności społecznych, absolwentka Studium Literacko-Artystycznego UJ.

Fot. Jagoda Graboś


III

Błaga Dimitrowa

Kobieta w drodze

Tyle przeszkód i pułapek
na tym ciągle męskim świecie.
Za każdym węgłem zasadzka
i aroganckie zaczepki.

Ulice śledzą cię bacznie,
rozbierają spojrzeniami.
Samotna kobieto w drodze,
jedyną twoją obroną
jest twoja ufna bezbronność.

Nie uczyniłaś z mężczyzny
protezy, aby się oprzeć,
drzewa, aby wytchnąć w cieniu,
muru, co chroni przed światem.
Nie wstąpiłaś na mężczyznę
jak na most czy trampolinę.
Samotnie ruszyłaś w drogę.
Chcesz go spotkać i pokochać,
jak kocha równy równego.

Czy zawędrujesz daleko,
czy zabłądzisz bez ratunku,
czy oślepniesz od przestrzeni,
nie wiesz, lecz idziesz wytrwale.
I jeśli nawet klęskę
poniesiesz w połowie drogi,
twój marsz liczyć się będzie.
Samotna kobieto w drodze,
idziesz pomimo wszystko,
pomimo wszystko
nie chcesz się zatrzymać.

Nie zniósłby żaden mężczyzna
tej samotności,
jaka jest udziałem kobiet.
Mrok strzeże twoich drzwi
na klucz zamkniętych.
Nocą nigdy nie wyruszasz,
samotna kobieto, w drogę.
Dopiero słońce jak klucznik
przestrzeń przed tobą otwiera.

A wędrując tak przez świat
nie oglądasz się płochliwie.
Każdym swoim krokiem ufasz
nieznanemu człowiekowi,
którym długo cię straszono.
I stukają twoje stopy
ludzkie a nieustraszone
po wybojach, po kamieniach
tylekroć deptanej ziemi,
która także jest kobietą,
samotną kobietą w drodze.

Przełożyła Wisława Szymborska

*













Błaga Dimitrowa (1922 - 2003) – bułgarska poetka, tłumaczka i polityk. Była zamężna. W 1967 zaadoptowała wietnamską dziewczynkę.


IV

Anna Morawiec

dziewczynka z obrazu

jasne pasemka odgarnia za ucho i patrzy
prosto w moje oczy – uśmiecha się odkąd pamiętam

myślałam o niej, czy ktoś kiedyś wrysował jej szpaki
we włosy, czy wyczesywał loki, czy była zmyślona

do tej pory tam mieszka, czy z mężczyzną, czy sama
ogarnia pokój oddechem, przez otwarte okno

wpatrzone w siebie – niezmieniona z piegami na nosku
i ja – zmienna, przemienna, brzemienna w pytania

powiedz mi, czy się spotkamy, czy pościel
będzie zwyczajnie biała, wino zwyczajnie czerwone

czy na Miodowej, na Kazimierzu, czy morze
z twojego świata widzi o nas więcej – głębinę
czy warto w nią wskoczyć

*














Anna Morawiec (1970) – krakowianka, zamieszkała na Powiślu Dąbrowskim, laureatka kilku konkursów poetyckich, m.in. Konkursu Literackiego Miasta Gdańska im. Bolesława Faca za zbór wierszy: „Szarlotka, czyli co się robi, żeby nie robić tego, co powinno się robić”(2015), XXVII konkursu literackiego im. Jana Krzewniaka w Karczewie (2016), nagrody specjalnej II Małopolskiej Nagrody Poetyckiej „ Źródło” (2018). W tym roku zajęła III miejsce na Głogowskich Konfrontacjach Literackich. W podróżach do siebie, wśród wielu miłości, poezja i rysunek zajmują ważne miejsce w jej życiu. Jej światy wewnętrzne miewały przygody w różnych antologiach pokonkursowych.


V

Haśka Szyjan

SUSHI for BREAKFAST

...Bo ja nigdy nie byłam kurwą
Dlatego mam ładną cerę
Tak stwierdza babcia
Która żebrze niby nie z biedy
Tylko dlatego właśnie że potrzebuje pogardliwie poinformować
Te drapieżne młode kociaki
Które po prostu na środku miasta
Pożerają surową rybę owiniętą w ryż
Że ona właśnie nigdy nie była kurwą
Natomiast one nie mają żadnego wstydu
Nie to że przez nieludzkie jedzenie
Ale nawet kiedy wchodzą do sklepu Truskawka
Graniczącego z oknem babci
Zawieszonym brudną czerwoną szmatą
(Tak że można wziąć go za pokoik
Do bonusowego peep-show przy zakupie powyżej 1000 hrywien)
Ona przecież nigdy nie była kurwą
Nie nosiła przezroczystych sukienek musztardowych w groszki
Przez jakie prześwituje czarna bielizna
Pasiastych jaskrawych też nie nosiła
Jak i spodni odsłaniających brzuch i przedziałek między pośladkami
Słońcu podstawiała chyba plecy w polu
I tym nigdy nie wywoływała niekontrolowanych spojrzeń
Dorosłych mężczyzn od budowlańców po posłów
(I w oddzielnej kategorii profesorów i innych intelektualistów)
Nie omawiała z przyjaciółkami rozmiarów tych
Czy innych mężczyzn
Nie wrzeszczała do nich jak pijane stadko wiosennych ptaków z balkonu
Nie masturbowała się od 9 roku życia i nie uprawiała seksu od 13
(Co ogólnie jest normalne zgodnie ze statystyką magazynu „KRAJ”)
Niczego nie wiedziała o owulacji
I nie wyobrażała jej sobie jako dojrzałego słońca żółtka
W czerwonej lornetce rur na prześwit
(Tak jakby się stało z otwartymi ustami pod słońce)
Więc nie wyczuwała jej w swoim ciele
Nigdy nie wsiadała do przypadkowych samochodów
A nieprzypadkowych po prostu nie było
W transporcie publicznym kiedy miała osiem lat
Nikt nie przyciskał do niej zboczonej erekcji
Nie czekała na telefony ani wiadomości od mężczyzn i operatorów taksówek
Ani zaproszenia do tańca
A już na pewno nie dzwoniła nigdy sama
(Ani w wieku 15 lat z przychodni po szkolnych badaniach ani później)
Niemoralnymi jednoznacznymi propozycjami
Nie starała się nikomu dogadzać jak biblijna nierządnica
Nie czekała na powroty z delegacji wojska pracy
Bo po prostu nie chciało jej się czekać na tych którzy stamtąd wracali
Podobnie jak i cieszyć się z kolejnej spoconej miękkości
Czy jędrnej brzemienności brzucha
Nie malowała wina na ustach pomadką po omacku
Nie patrzyła wiecznie rozszerzonymi jak po amfie źrenicami
Prosto w oczy ogólnie cudze ale nie da się powstrzymać
Nie wychodziła nad ranem i nie wyjeżdżała pod wieczór
Z poczuciem uskrzydlonego szczęścia że się nigdy więcej jego (jej) nie zobaczy
Wypuszczając wszystko co było razem z dymem przez nozdrza
Pojęcia nie miała co to takiego fling swing nie w porę podarte pończochy
Ani plamy i dziurki od papierosów na ubraniach
Co to takiego miłość zresztą też nie pojmowała
Bo nie wywąchiwała w jego włosach zapachu swoich dzieci
Nie ładowała baterii z jednym i nie rozładowywała z innym
Nie zakochiwała się sezonowo
Nie przyjeżdżała do kogoś na pierwsze zawołanie
Wiedząc z góry że nie wysypia się w cudzych łóżkach
Tylko w swoich niechby tymczasowych i przypadkowych
I z nikim nie to że z każdym nie było tego krótkiego momentu
Kiedy naprawdę go się kocha
Chociaż to niby tylko seks
Po prostu wniknięcie bardzo głębokie i nacisk na wszystkie punkty prawidłowy
Nie czuła się facetem który potrzebuje jakichś hamulców i kotwic
Żeby zacząć wyszywać na tamborku
Nie nastrajała się na cudze kamertony
Przejrzały arbuz flashbacków
Nie padał nigdy do nóg przed świtem na drodze z dworca
Nie pękał jak głowa od bólu
I nie zachlapywał stóp ohydną lepkością
Naprawdę najsmaczniejszego na świecie owocu
Jeśli go schłodzić i na czas prawidłowo podać
A nie mieszać z nagrzanym kurzem i asfaltem
Nie reagowała boleśnie kiedy do jej giętkiej tęczówki
Udawało się przylepić innej bańce mydlanej
I zaczynała się walka kto kogo pochłonie
Podnosząc w powietrze
I ta walka zawsze kończyła się wewnętrzną Hiroshimą
Dobrze jeśli tylko dla jednej osoby
Od tego wszystkiego ochroniło ją tylko to że nie była kurwą
Tak mogłaby pomyśleć ta babcia
Choć mnie się wydaje że ona raczej po prostu nie była
A ja jestem

Przetłumaczyła Aneta Kamińska

*













Haśka Szyjan (1980) – ukraińska pisarka, poetka i tłumaczka. Mieszka we Lwowie i Kijowie. Jej debiutancka powieść „Hunt, doctor, Hunt” w jednej trzeciej została napisana na telefonie komórkowym. Jej druga powieść „Za spynoju” w 2019 roku jako pierwsza książka ukraińska otrzymała Nagrodę Literacką Unii Europejskiej, wyróżniono ją również na Ukrainie: nagrodą czytelników telewizji Espresso oraz nagrodą LitAkcent Roku. Tłumaczka powieści DBC Pierre’a „Lights out in Wonderland”. Stworzyła projekt artystyczny „Batrachomiomachia”.


IV

Małgorzata Dobrzańska

Oto to

Oto kobieta – ciało. Czasem nawet boskie.
Zawsze można ocenić, choćby w trybunale;
w drodze poprawek klepnąć lub dobić od razu
najlepiej brzuch do krzyża. Adorować dalej.

Oto ciało - po prostu. Niestety zbyt ludzkie.
Zrodzone a nie stworzone, więc mało istotne
co myśli i czy w ogóle pozwolić mu myśleć
o sprawach bardziej ważnych niż niedzielny rosół.

Oto to – kobieta. W ciągłym zawieszeniu między
Bogiem a prawdą nie ma dla niej miejsca.Jest niczym
szczególnie wtedy gdy chce być czymś więcej
niż tylko nazywaniem rzeczy po imieniu.

*













Małgorzata Dobrzańska (1975) - Warszawianka, z wykształcenia ekonomistka. Pracę zawodową związała z małymi dziećmi. Prywatnie matka trójki dzieci. Publikuje głównie w internecie.


VII

Jorie Graham

Skromne ćwiczenie

Ekran jest pełen głosów, wszystkie wstrzymują swoje języki.
Tak, niektóre rzeczy muszą być „doświadczone”
By dotrzeć do wyższego stanu świadomości, tak.

Niechże twarz wyłoni się z ekranu.
Niechże się ukażą porządkujące oczy.
Niechże uniosą się ku powierzchni tego błysku i blasku.

Świat zabijany właśnie przez swoje dzieci. Przez swoich gości.

Wyrocznia?—snajper, oprawca dzieci, rodzic umierający w domu,
gleba tak przesycona, że nie utrzyma w miejscu splotu korzeni?
Spójrz—byle wiaterek niszczy młode pędy.

Czy nie ma dla nas „odkupienia”? Czy nic nie powiesz?
Tak wielka nieobecność—czy nie powinna wymusić największej obecności?

*













Jorie Graham (1950) jest od wielu lat jedną z najbardziej poważanych współczesnych amerykańskich poetek. Urodziła się w Nowym Jorku, ale dorastała we Włoszech i we Francji. Ukończyła studia na Sorbonie. Zdobyła krocie nagród. Po śmierci Seamusa Heaney (2013) przejęła po nim Katedrę Poezji na Harwardzie. Jej wiersze są trudne językowo, hermetyczne i, co często zniechęca i czytelników i tłumaczy, bardzo długie. Wiersz dzisiejszy jest pod tym względem wyjątkiem. W Polsce znana jest z wyboru wierszy przetłumaczonych wspólnie przez Miłosza Biedrzyckiego i Ewę Chruściel.

#poniedziałkizJanuszemSolarzem


Komentarze