Petit, Pawlikowska-Jasnorzewska, Stefanowicz, Ka KlaKla, Fejfer, Szewczyk, Binswanger-Stefańska, Kowalska

 I

Pascale Petit
JELEŃ
Lekarz zaprzecza, ale
ona wie, że jest w ciąży,
czuje, jak zarodek
twardnieje w niej niczym nabój.
Rodzi w pracy,
dźwigając skrzynki w browarze,
przynosi go do domu – jelonka –
z sierścią wciąż mokrą od jej krwi.
Jej ojciec zabiera go
do mamki
do przytułku dla podrzutków.
Więc nic dziwnego, że
zamiast poroża
zaczynają mu rosnąć
strzelby, kolbami do przodu, lufami
wycelowane prosto w mózg.
Jej jeleń ucieka na pustynię
ze swoim zbrojnym porożem,
i nawet możdżenie zrzucając scypuł,
odsłaniają pistolety.
Z tomu "Mama Amazonica", Bloodaxe Books, 2017
Przekład: Anna Błasiak
*














Pascale Petit urodziła się w Paryżu, mieszka w Wielkiej Brytanii. Jej ósmy tom wierszy, "Tiger Girl" (Bloodaxe Books, 2020) był nominowany do nagrody Forward Prize za najlepszy zbiór wierszy. Poprzedni tom, "Mama Amazonica" (Bloodaxe Books, 2017) zdobył nagrody RSL Ondaatje Prize w 2018 roku oraz Laurel Prize w 2020 roku. Zbiór "Fauverie" (Seren, 2014), podobnie jak trzy wcześniejsze tomy, był nominowany do nagrody T. S. Eliota, a pięć wierszy z tego tomu zdobyło nagrodę Manchester Poetry Prize w 2013 roku. Pascale dużo podróżuje, szczególnie w rejon Amazonki w Peru i Wenezueli. Tłumaczenia jej wierszy ukazały się w Meksyku, Chinach, Serbii i Francji. W 2015 roku otrzymała Cholmondeley Award, a tym roku wygrała Literature Matters Award przyznawaną przez Royal Society of Literature i została członkiem RSL.
Zdjęcie: Brian Fraser


II
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Wiersze o wiośnie
*
Wiosna
Pójdę w park rozszumiały w przedwiosennej trwodze,
z piórkami traw wschodzących w podścielisku chorem,
z myślą, że spotkam kogo na klonowej drodze
i że nie będę smutna powracać wieczorem...
Że miłościwa Wszechmoc, co martwe ożywia,
i dla mnie cud uczyni za mglistą oddalą -
dziś, gdy pachną wpółsenne zbudzone igliwia,
i te kwiatki, na które patrząc, łzy nas palą...
Pójdę w poszumie ciepłym z drzew łamanym krzykiem,
z obracanymi wichrem strąkami z rdzy martwej,
siąść na ławce w litery ciętej scyzorykiem
ręką, co miała może prostotę i żar twej.
Lecz nie doczekam ciebie, mój szary przechodniu,
bo ty nie możesz widzieć, że łzy z ócz mych cieką...
boś zajęty po prostu czym innym, daleko,
bo próżno zwykle czeka, kto czeka dzień po dniu...
*
Ogród
Gdy wio­sna za­św­ta,
jest w ogro­dzie raz cie­niej, raz ja­śniej.
Wciąż coś za­kwi­ta, prze­kwi­ta.
Wczo­raj kwi­tło moje ser­ce. Dziś ja­śmin.
*
Wiosenny czarodziej
Nie­bo wło­ży­ło tur­ban ob­łocz­ny z ja­skół­ką,
Ja­bło­nie sto­ją w wiel­kich ka­pe­lu­szach z kwia­tów
Szep­ta­nia-po­gła­ska­nia lecą z py­łem kwia­tów
Omi­ja­jąc twarz moją jako liść po­żół­kłą.
Lipy stro­ją się w je­dwab zie­lo­ny i nowy,
Jak bi­żu­te­ria szczę­ścia pło­ną sznu­ry kwia­tów
Po­ca­łun­ki że­glu­ją na mu­zy­ce kwia­tów
Mi­ja­jąc moją szy­ję w sza­li­ku włócz­ko­wym.
Za­mknę naj­szczel­niej ser­ce przed śpie­wem sło­wi­ka
I pój­dę przez gąszcz kwit­nień, roz­kwi­tów, kwia­tów,
Przez chmu­ry ca­ło­wa­nych, ko­ły­sa­nych kwia­tów,
Nie śmiąc przy­piąć do pier­si fi­joł­ka czy stor­czy­ka.
Pod mod­ną pa­ra­sol­ką świat w śmie­chu się trzę­sie.
Pa­trzy za­bój­czym okiem zza bu­kie­tu kwia­tów,
Ma we krwi wszyst­kie wo­nie, wszyst­kie gwiaz­dy świa­tów,
I ma mnie, jak bez­wied­ną, zim­ną łzę na rzę­sie.
*



















Maria Janina Teresa Pawlikowska-Jasnorzewska z domu Kossak, primo voto Bzowska, secundo voto Pawlikowska, tertio voto Jasnorzewska (ur. 24 listopada 1891 w Krakowie, zm. 9 lipca 1945 w Manchesterze) – polska poetka i dramatopisarka dwudziestolecia międzywojennego. Laureatka Złotego Wawrzynu Akademickiego Polskiej Akademii Literatury w 1935 roku. Luźno związana ze Skamandrem.


III
Urszula Stefanowicz
***
nie będę więcej bohaterką
nie jestem rysunkiem w
komiksie nie
obchodzi mnie piotruś
pan ani pan
nie chadzam na pogrzeby
umieraj sobie jeśli chcesz
nie będę więcej bohaterką
zwyczajnie za rękę zabiorę
dzieci do kina i kupimy
te śmieszne kolorowe
skarpetki zamiast
bandaży
nie będziesz więcej bohaterem
twoja wojna skończyła się
dawno wtedy
jakże! plastycznie można
udawać cieniem na
bruku
udawanie
...



















Urszula Stefanowicz, urodzona 27 września 1970 roku w Jeleniej Górze, obecnie mieszkająca we Wrocławiu. Matka przedsiębiorcza, miłośniczka Karkonoszy, zabytkowych cmentarzy, kina oraz fotografii. Poetka tworząca od lat młodzieńczych, publikująca na swojej autorskiej stronie „Valentine Moon”.
Inspiracje czerpie z detali otaczającego ją świata, a także – jak mawia - sztuki jakkolwiek ujętej.


IV
Ka KlaKla
Pobudka
Wykonywanie poleceń bez kwestionowania. Ślepe posłuszeństwo. Wyłączenie myślenia, bo dysonans poznawczy nie dość, że może nie pozwolić na zabicie człowieka, to jeszcze zagrozi życiu innych. A więc w prawo. W prawo, kurwa. W lewo marsz. Stój.
Gdyby rotmistrz rzucał komendy w stylu wschód-zachód, każdy jeden chłopski syn, nawet wyrwany z głębokiego snu, w lot by pojął, o co chodzi. Prawo i lewo to wymysł intelektualistów oderwanych od życia, którym tylko stronice ksiąg mówią, po której stronie się znajdują.
Podnoszono chorągwie czerwone jak krew, ze znakami starych bóstw, gdzie siły jasności i mroku łączyły się w jedno, a czerń i biel nie była w opozycji. Przyjście Prawa, zmartwychwstanie Racji, odpowiedź Sprawiedliwości, przeczytała Ketri na jednym ze sztandarów.
– Nie będziemy żądać niczego, nie będziemy prosić o nic! – ryczała basem armia, a okrzyk niósł się nad wierchami jak grzmot. [hasło i okrzyk są z rewolucji 1968]
Gdyby potrzebujący duchowej łaski urządzali nabożeństwa w miejscach pozbawionych symboli, to może wyschłoby źródło konfliktów między wyznaniami.
Zew
Nie, nie było jej winą to, że chodziła sama po lesie. Ani że była młoda i ładna. Jedyne, do czego miała wątpliwości, to jej płeć. I spódnica. Na wszelkie samotne spacery należało wkładać spodnie. Zawsze bowiem mógł stanąć na jej drodze osobnik wykazujący równie skromne kompetencje w relacjach damsko-męskich, co ów myśliwiec z kuszą. A wtedy rączy bieg mógł zwiększyć jej szanse przeżycia. Vanja miała przypuszczenie graniczące z pewnością, że w tym konkretnym przypadku owa niekompetencja myśliwego znajdzie ujście i spełnienie w sposób, którego bała się niepomiernie. Niestety, jak się przed tym obronić, nikt jej nie nauczył. W zamian wszyscy przykładali się solidarnie do tego, żeby nauczyć ją uległości.
Szklana Góra
– Czy ty naprawdę myślisz, że wszystko kręci się wokół królewskiej żądzy posiadania, włączając w to dysponowanie ciałem ewentualnej małżonki?
– To kwestia powinności. – Arvid Kerestes pokiwał głową.
– Rzeczywiście. – Ketri nie pokiwała. – Tyle że moje poczucie powinności jest całkowicie odmienne od twojego, a to, co na ten temat sądzisz, mam tak głęboko w rzyci, że trzeba by górników z Torchalu, żeby się do tego dokopali.
Czerwony Las
– Dawniej, jak dziewczyna miała kłopot, no taki wiesz, dziewczyński, babski, to do lasu szła, do bohyni, albo i do samej Pani Lasu.
– Po co? Na grzyby albo na zwierza można do lasu iść, a popłakać to se można w komorze.
– Żeby bohyni pomogła pozbyć się tego kłopotu.
– Pozbyć?
– Chodzi się, żeby niechciany płód spędzić, a czasem, żeby w ciążę zajść. Nie mów, że nie wiesz, jak to jest. – Mirketa zmarszczyła brwi. – A was tego starsi nie uczyli?
– A po co? My w ciążę nie zachodzimy, od rozalek trzymamy się z daleka, bo w głowie zawracają, w moczary ciągną, dusze kradną. A w lesie dziadek uczył mnie siekierą rąbać, barci szukać i wnyki zastawiać.
Jagódki były podobne do Kwacza i beznosej córki sąsiadki. Czasem miały płaskie twarze, niewidzące oczy, wystające zepsute zęby. Były też takie, które miały za dużo palców, zaś ręce i nogi innych nigdy należycie nie wyrosły, pozostając miękkimi kikutami. Niektóre Jagódki miały suchą popękaną skórę, inne tonęły we własnej ślinie i łzach. Wszystkie cherlawe i blade, a spod ich cienkiej skóry przebijała niebieska siateczka żył. To dla nich Thanaja szykowała swoje driakwie. Doprawiała do smaku miodem albo sokiem z leśnych malin. Jagódki czekały na tę chwilę, bo niosła im ulgę i zapomnienie. Czasem Thanaja przyglądała się dłużej Poziomce czy Malince, jakby chciała się upewnić, że prócz ulgi i zapomnienia niczego więcej nie wyczyta z ruchu warg lub uścisku rąk.
Dziewczynka szybko nauczyła się rozpoznawać czas, o którym mówiła stara. Czas, który przyspieszał, gdy brzydka jak noc Thanaja zamykała się w maleńkiej izdebce za czarną kuchnią, preparowała miksturę, która pozwalała bezboleśnie przejść na drugą stronę. Kiedy ten czas nadchodził, Mirketa ostatni raz myła i karmiła Poziomkę, a Janos ostrzył łopatę.
Pod trawą Sierocej Polany ziemia jest biała od dziecięcych kości. Niektórzy mają szczęście, że są jedynie porzucani. Inni mają szczęście, że postronki są ciasne i wysoko zawieszone.
– Możesz stać się równie piękna jak Pani Lasu? – Janos pierwszy raz spojrzał na Thanaję bez niechęci.
– Jestem równie piękna. Na co dzień staję się tym, kogo widzisz.
– Po co? – zdumiał się. – Po co być szpetnym, jak można ładnym?
– Piękno nie pomaga tym, którzy żegnają się z życiem, ani tym, którzy decydują się pozostać w wilczym stadzie. Przyciąga nieproszonych gości. Domaga się zapłaty, a ja nie chcę płacić.
W oczach Janoska siostra zobaczyła rozczarowanie.
– Wiesz, czemu ojcowie tak często pozbywają się własnych dzieci? Czemu tak łatwo przychodzą im kary, a tak trudno miłość? – Przerwała ciszę starucha. – Ponieważ nie rodzą. A nie rodząc, nie ocierając się o podwójną śmierć, nie są w stanie docenić życia. Nie rozumiejąc, czym naprawdę jest kres życia, nie potrafią prawdziwie pokochać. Dla nich życie dziecka nie jest więcej warte niż nasienie zasiane w kobiecie, a tego mają przecież pod dostatkiem. Na szczęście nie wszyscy tak postępują. Zdarzają się tacy, którzy nie patrzą na płeć, kolejność narodzin czy nieskazitelność ciała i umysłu. – Niewielki krzemień został ciasno obwiązany łodyżką krwawnika i zawisł na plecionym sznureczku. Thanaja nie podniosła oczu znad robótki. – Każdy dobry ojciec zmienia świat na lepsze.
– Brakuje im rozumu, by stali się pełnymi ludźmi – mówiła głosem cichym jak szelest traw. – Istnienie w ludzkiej postaci wymaga od nich nazbyt trudnych wyborów, bo ludzkie stado rządzi się skomplikowanymi prawami. Łatwo wtedy o krzywdę. Wataha ma prostsze zasady. Wilki nie torturują, nie manipulują, nie zniżają się do podłości. I nie porzucają.
Wilk o oczach Janoska odszedł pod płot zjeżony, popatrując na starą z wrogością i strachem. Reszta stada wylegiwała się na wydeptanym placu, przyglądając się nowemu.
– Odbierając im człowieczą postać, daję im rodzinę.
Odległość
Ketri chciała wiedzieć, po co Kachna wracała nad rzekę, w te chaszcze koło młyna. Czego jej brakowało? A dziewczyna na to, że rozmowy. Rozmowy. Była pewna, że Rinata jej słucha. Kachna gadała i gadała, bo wydawało się jej, że musi nadrobić czas, w którym Rinata nie była przy niej obecna. A ona nizała opowieści Kachny na przybrzeżne trzciny, na swoje rozpuszczone włosy i splatała z nich nić, grubszą i grubszą, aż tą nicią przywiązała Kachnę do siebie.
Ketri nie chciała pytać, za czym albo z jakiego powodu Kachna płacze. Może zmarła jej matka, a może ktoś z bliskich choruje i jego dni są policzone. Było milion powodów, dla których na całym świecie płakały dziewczyny i kobiety. O śmiech pewnie by zapytała. Może dlatego, że śmiech był rarytasem, na który mogły sobie pozwolić jedynie wyspane, zdrowe i najedzone jednostki z poczuciem humoru. Kachna nie wyglądała na kogoś, kto ma tego wszystkiego pod dostatkiem. Była zwykła tak dalece, że następnego dnia Ketri miała kłopot z przypomnieniem sobie jej twarzy.
Kachna nie płakała z powodu śmierci ani choroby. Płakała, gdyż po szesnastu latach niewinności, dzięki Juraszkowi, miała stać się kobietą. Pracować na dobrostan męża, obsługując go i rodząc mu dzieci. Obiecywano jej za to szacunek i spokój sumienia. Kachna przeczuwała, że cena za te obiecanki jest zbyt wygórowana. Praca nie spędzała jej snu z powiek, co innego powinności małżeńskie i kobieca dola. Sama myśl o tym przyprawiała ją o duszności i drżenie tak silne, że zaczęto podejrzewać, że dziewucha jest jakaś wybrakowana. Albo Zły, ten Zły ją opętał. Juraszek tymczasem wydawał się całkiem zadowolony. Nosił się po wsi z jemu podobnymi, nie zwracając uwagi na powagę stanu narzeczeńskiego.
Potem Kachna nie mogła myśleć o niczym innym, tylko o ciele Rinaty. Gdy otwierała oczy, chciała patrzeć jedynie na jej krągłości. Gdy szła spać, wyobrażała sobie, że dotyka białej jak śnieg skóry, gładzi włosy uwolnione spod chustki, ozdobione jedynie wiankiem. Może gdyby Kachna częściej figlowała na sianie, postronek Rinaty nie miałby w sobie tak wielkiej mocy. Ale Kachna stroniła od siana, a właściwie stroniła od chłopców. Nie zawsze jednak udawało się jej uniknąć spojrzeń i dotknięć. W takich chwilach mówiła sobie, że po prostu ich nie ma, a ona niczego nie czuje, w ogóle niczego nie czuje, naprawdę. I jakoś to działało. Do chwili, gdy zdała sobie sprawę, że po ślubie takie zaklęcia nie wystarczą. Lecz na razie żyła wyłącznie dla Rinaty. To jej znosiła przysmaki, jej oddała kilka korali, które ukradkiem ściągnęła z koralowego sznura matki, licząc, że się nie wyda.
To nic, że Daga nie kochała jej tak mocno, jak dziecko pragnie. To nic, że potrafiła z całą mocą kochać jej dużo młodszą siostrę. To nie miało znaczenia. Bo w śmierci tak naprawdę nie chodzi o nas samych. Własna śmierć w gruncie rzeczy nas nie obchodzi. Obchodzi nas nagła samotność.
Ketri została ze śmiercią Dagi jak głupiec, któremu złoto zamieniło się w gówno. Miała ręce upaprane w tym gównie i nie wiedziała, jak sprawić, by znów były czyste. Kochała Dagę miłością głodnego dziecka. Beznadziejną, cichą, nieznajdującą sposobu, żeby dać o sobie znać. Miłością bez czułości. Nawet gdy Ketri już od dawna żyła z dala od Verhovyny, Daga mogła wciąż pokochać swoją pierworodną. Gdyby tylko chciała. A przede wszystkim była gwarantem jej, Ketri, nieśmiertelności. Bo prawem natury dzieci umierają po rodzicach, a przynajmniej powinny.
– Chyba ją kocham.
Ketri pokręciła głową.
– To nie miłość. To głód.
– Nieprawda.
– Prawda.
– Nie!
– Ona szarpie, ty idziesz. Ona poluźnia postronek, ty czujesz się porzucona. Chciałabyś tego szarpnięcia, tych łajań i żądań, bycia na wyłączność. Bo tylko wtedy wiesz, że komuś na tobie zależy. Przestań ryczeć, bo już cała jesteś osmarkana. Jeszcze pomyślą, że ci krzywdę robię.
Bo robisz, wyczytała odpowiedź w nieszczęśliwym wzroku Kachny.
– Tylko ty możesz przerwać tę więź. Więc weź i zrób to. Jeśli nie dziś, to jutro. Siądź, przemyśl, czego chcesz albo czego nie chcesz. A potem po prostu to zrób. I wyrzuć wszystkie wspomnienia na śmietnik, bo są zgniłe. Będą jak trup w studni, pełne trującego jadu, gdy będziesz czerpać wodę. Ech, nie rozumiesz?
Kachna pokiwała głową. Ketri nie wiedziała, czy dziewczyna zgadza się, że nie rozumie, czy też wydaje jej się, że coś tam pojęła. Uczucie żywione do samodivy nie było najgorszym rodzajem beznadziejnej miłości.
– Zresztą rób, co chcesz, to twoje życie. Tylko ty sama możesz je zmarnować.
*
Daniel Odija:
Wieloznaczne i nieoczywiste. Magiczne i awanturnicze.
Ka Klakla odświeża motywy opowieści łotrzykowskiej,
proponując wciągającą fabułę i własną narrację.
Przygoda, pojedynki, mity i gawędy stanowią
mieszankę wybuchową tej nadzwyczaj oryginalnej prozy.
Agnieszka Osikowicz-Chwaja:
W opowiadaniach Ka Klakla stawia na głowie znane wszystkim baśnie i legendy, przedstawiając je z kobiecej perspektywy. Jej bohaterki starają się przetrwać w świecie, który scenografią różni się od naszego znacznie, lecz zamieszkującymi go ludźmi już jednak niekoniecznie. Zaskakująco trafne nawiązania do teraźniejszości zmuszają do zastanowienia, czasem bawią, jednak przede wszystkim niepokoją.I ten język! Magicznie piękny, poetycki i precyzyjny zarazem. Mało kto pisze w tak cudowny sposób.
Ka Klakla jest niezwykłą autorką, tworzącą inteligentne opowieści o niezwykłych bohaterkach. Bardzo polecam.
Suzanne Novaque:
W świecie rządzonym przez siły zła (tu złowieszczy śmiech Dhura) tylko Ketri siłą walki wręcz może przywrócić porządek i miłość (odgłosy miłości dochodzące ze stogu siana).
*


















Ka Klakla
Mieszka w Krakowie. Pisze, projektuje, maluje. Autorka książek „Żałoba po kocie”, „Łotrzyca”, „Czerwony Las” oraz wierszy (Babiniec Literacki, „Tlen literacki”, „Helikopter”, „Fraza”) i opowiadań (m.in. nagrodzony „Szkarłat”, Czas literatury nr 1/2022). Obecna antologiach: „Jutro nie mieści się w głowie”, Almanachu wierszy doraźnych BL, Antologii poezji „111” Babińca Literackiego, „Przy(e)wracaniu” i wielu innych.


V
Teresa Fejfer
W wiosennym rozgwarze
Mrużę oczy, chowam w słońcu stary tydzień,
na cmentarzu dzięcioł bębni nowej wiośnie,
tutaj nigdy prostych pieśni się nie wstydzę,
wiatr poplącze, nawet te najbardziej proste.
Ludzką miarą (łez prawdziwych) - spłacam trwanie,
tej jasności, w której pławią się poranki,
takie piękne, aż ze szczęścia popękane,
myśli miękkie, jakby w ciszę wpleść rumianki.
Domki z kart, przehulał wiatr z aniołem stróżem,
teraz zwiewa smutne skrawki, chociaż wcześnie,
zanim z rosy wyschną w pąkach ścięte róże,
zgaszą światło, bo ktoś musi nawet we śnie.
Jutro zwiążę, koniec z końcem na pętelkę,
srebrny guzik przepadł w oknie czarnej ramy -
wszystkie szczelne, tylko jedno niedomknięte,
to z widokiem, dawno przeterminowanym.
Blask diamentów - dziś za koncert jest zapłatą,
aż się dzięcioł zapamiętał w tym rozgwarze –
jakby wbijał epitafium w wieko świata -
" w kwiecie wieku - przyszła Wiosna na cmentarze".
*


















Teresa Fejfer vel Aranek – z wykształcenia i zamiłowania kulturoznawczyni. Miłośniczka poezji i muzyki. Zauroczona Chagallem, otwarta na świat, ludzi i nowe wyzwania. Kocha przyrodę, życie we wszystkich wymiarach, bez podziałów. Mieszkanka Gniezna , Trzemeszna i wirtualnego „ Arankowa”. Autorka trzech tomików poetyckich : „Wiersze Aranka” – wyd. Miniatura Kraków „Zaklęci w ornament” wyd. Boxpol Słupsk „ Niebo ChagalLove” wyd. Sorus Poznań. strona: arankowo.blogspot.com
o autorce ilustracji:
�Iwona Siwek-Front, ur. w 1967 w Krakowie Ukończyła ASP w 1994 na Wydziale Grafiki, studiowała również w Emily Carr University of Art.+ Design (Vancouver, Kanada). Dyplom pt. Kronika tygodnia obroniła u prof. Franciszka Bunscha, (1994), doktorat pt. Semiosfera mojego miasta (2009) w Katedrze Intermediów (obecnie Wydział Intermediów). Artystka niezależna, zajmuje się ilustracją, malarstwem, filmem animowanym, muralem.
W twórczości skupia się głównie na zagadnieniach społecznych, często odnosi się do synkretyzmu artystyczno-naukowego. Tworzy w estetyce komiksu i nowej ekspresji. strona: siwekfront.pl


VI
Irena Iris Szewczyk
~
przedwiosenny świt
przedziera się przez trzciny
czerwony spławik
~
pierwszy promień słońca
pośrodku sopla
ściśnięte ziarenko
~
zimna wiosna
dzielimy się czarką senchy
ja i mój cień
~
żaba
w moim ogrodzie książę
incognito
~
w drodze do domu
po spotkaniu z kochankiem
kwiat wiśni
~
powiew wiosny
suknia panny młodej
wybrzuszona
~
wilgoć
pędzel malarza . . .
Narodziny Wenus
~
koniec spowiedzi
za bramą kościoła
wiosenny deszcz
~
sadzę kwiaty
na grobie rodzinnym
silne korzenie
~
wiosenne kwiaty
jakże słabe w tym roku
oczy babci
*












Irena Iris Szewczyk, uważna obserwatorka świata i zwolenniczka minimalizmu. 11 lat temu zafascynowało ją haiku. Od tego czasu z pasją utrwala ulotne chwile w krótkich wierszach japońskich. Jej utwory publikowane są w licznych polskich I zagranicznych magazynach, przeglądach, tomikach. Sama pisze głównie po angielsku, polsku, ale także po węgiersku i francusku. Jest współautorką licznych krajowych i międzynarodowych antologii i wielokrotną laureatką szeregu konkursów w Japonii.
Członkini założycielka, jak również była Sekretarz Polskiego Stowarzyszenia Haiku.
Od 11 lat zajmuje się również fotografią. Pasję poetycką i fotograficzną umiejętnie spaja tworząc haigi - specyficzne obrazy będące połączeniem haiku i fotografii. Jest członkinią Związku Polskich Fotografów Przyrody i Fotoklubu RP Stowarzyszenia Twórców. Wielokrotna uczestniczka indywidualnych oraz zbiorowych wystaw fotograficznych. Finalistka konkursów. Posiada tytuł Master Haiga Artist przyznany przez World Haiku Association. We wrześniu 2022 ukazał się jej dwujęzyczny tomik "drugi brzeg", w którym zamieściła 66 haiku, 36 fotografii, w tym 8 haig.
Autor zdjęcia: Paweł Trzciński


VII
Elżbieta Binswanger-Stefańska
Krakowska wiosna
Dopłynęła Wiosna do Krakowa
wyziębiona przez Baranią Górę,
aż się smok wawelski przed nią schował,
nie o taką chodziło mu córę.
Na rozgrzewkę zbudziła jaskółki,
jedna przecież wiosny nie uczyni,
krety się gramolą spod podściółki,
posłuszne rozkazowi sprawczyni.
Po czym wzięła zakręty z impetem,
by na moście dębnickim hamować,
z dziewczęcia zmieniła się w kobietę,
nie czas dziewiczych listków żałować.
A w Krakowie, jak zwykle w Krakowie,
najpierw Planty kwieciem posypała,
tu się w przerwie, rzekła, zadomowię,
i się w Lasku Wolskim zatrzymała.
W pozimowym lesie robót ducka,
tu przebija się przebiśnieg w męce,
tam wawrzynek wilczełyko w kuckach,
pomoc niosą Wiosny sprawne ręce.
Już zawilce widne pośród ściółki
zaraz będą ich pełne polany
delikatne jak cienkie bibułki,
w zwiędłych liściach niczym ikebany.
Siada Wiosna na Kopcu Kościuszki
i spogląda okiem gospodarskim,
przegoniwszy późne jemiołuszki,
tu planuje mlecze, tam przylaszczki.
Zaraz utka puszyste dywany
z fioletowo-błękitnych miodunek,
w pierwszym ciepłym słońcu wydziergany
wyjątkowo uroczy malunek.
A wieczorem, wieczorem, ach, teatr,
przed Słowackim tęczowe rabatki,
u stóp Fredry pełnia kwietnych meandr,
i, jak wszędzie, wszędobylskie bratki.
Nie omija także Nowej Huty
na Centralnym Placu* poczynając,
cóż, że humor w Hucie trochę struty,
stare miejsca z nowa nazywają...
...tu Aleja Róż i zimą kwitnie,
Nowa Huta będzie wiecznie "Nowa",
pośród nowych nazw uda się sprytnie
tamtą młodość Wiośnie wyczarować.
I zabierze się Wiosna na barce
coraz bardziej rozbujaną Wisłą
tylko czemu nie w głowie jej harce,
czemu szczęście tego roku prysło?
*
Zurich, 6.4.2020, wiersz napisany w odpowiedzi na wiersz Adama Gwary WARSZAWSKA WIOSNA, link do obu wierszy: http://www.sofijon.pl/module/article/one/1591
*) 8 września 2004 roku radni z Rady Miasta Krakowa zmienili nazwę placu, dodając do jego nazwy patrona - Ronalda Reagana. Początkowo planowano usunięcie z nazwy słowa "Centralny", ale wskutek działań Komitetu Obrony Nazwy Placu Centralnego, założonego przez mieszkańców oraz niektórych radnych miasta i radnych nowohuckich dzielnic, zmiana ograniczyła się do dodania patrona.
*


















Elżbieta Binswanger-Stefańska, ur. 1953 w Krakowie, mieszka w Krakowie i Zurichu, czasowo mieszkała też wraz z mężem żeglarzem na łodzi na różnych wodach świata. Obserwuje, czyta, pisze, tłumaczy... Publikacje w różnych pismach polskich i niemieckojęzycznych a także w różnych wydaniach książkowych. Ostatnio wstępy do zbioru esejów ("Trzy światy. Z perspektywy psychoterapeuty") oraz książki poetyckiej ("Psyche") Małgorzaty Talarczyk. A także wstępy do poezji Adama Gwary ("Insomnia") i Marka Sztarbowskiego ("Listy"). Tekst "Iwona Siwek-Front WYZWOLONE. Malarstwo i rysunek" w pracy zbiorowej pod red. Anny Kargol "O KOBIETACH. Biograficzne i społeczne wymiary kobiecości". strona: sofijon.pl
o autorce ilustracji "Wiosna 2020, 26 III 20, 17:36, +11°C"
IWONA SIWEK-FRONT ur. w 1967 w Krakowie Ukończyła ASP w 1994 na Wydziale Grafiki, studiowała również w Emily Carr University of Art.+ Design (Vancouver, Kanada). Dyplom pt. Kronika tygodnia obroniła u prof. Franciszka Bunscha, (1994), doktorat pt. Semiosfera mojego miasta (2009) w Katedrze Intermediów (obecnie Wydział Intermediów). Artystka niezależna, zajmuje się ilustracją, malarstwem, filmem animowanym, muralem. W twórczości skupia się głównie na zagadnieniach społecznych, często odnosi się do synkretyzmu artystyczno-naukowego. Tworzy w estetyce komiksu i nowej ekspresji. strona: siwekfront.pl


VIII
Kalina Kowalska
Piątka z przyrody
Jedną z tych prawd, które wygłaszam nie dość, że do siebie,
to jeszcze szeptem; jedną z tych prawd oczywistych,
o których nie opowiadam przy stole z uwagi na etykietę
i dobro wspólne; jedną z tych prawd, jakie ukrywa przede mną
natura raczej nieudolnie i tylko do czasu, bo przecież jestem
wystarczająco inteligentna; otóż jedną z tych prawd jest
moja i twoja niekonieczność.
/Wiersz z tomiku Bosy Karmel/
*


















Beata Golacik – Poetka. Wiersze publikuje pod pseudonimem Kalina Kowalska. Ukończyła teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz studia podyplomowe: Filozofia i etyka (Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie ), Wiedza o społeczeństwie i edukacja europejska (Wyższa Szkoła Dziennikarska im. M. Wańkowicza w Warszawie) i Zarządzanie zasobami ludzkimi (Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie). Nauczycielka w szkole średniej. Pracuje i mieszka w Świdniku.
Publikuje m. in. w lubelskim czasopiśmie literackim „Akcent”, raciborskim półroczniku literacko-społecznym „Almanach Prowincjonalny”, roczniku kulturalnym „Piosenka”, (dawniej w pomorskim magazynie literacko-artystycznym „Latarnia Morska”. Umieszczona w gronie autorów antologii poetów lubelskich Bogusława Wróblewskiego "Lublin - miasto poetów" (2016).
Autorka tomików poetyckich:
Za mną, przede mną (2011),
Światło (2012, e-book 2016),
Łupki (2013),
Złodziejka głosu (2016 wydanie papierowe i e-book),
Bosy Karmel (2021).

Komentarze