Bobak, Sztachelska, Velaj, azurkiewicz-Stefańczyk, Starowojt, Klakla, Rich

 I

Małgorzata Anna Bobak
czerwone lakierki
mamie Jasi
historia zaczyna się od spaceru przez wieś
przystańmy na chwilę
aby zobaczyć ulicę kościół pocztę remizę bar
i kiosk można tu kupić bilet na PKS i spirytus salicylowy
ale dziewczynka patrzy na lizaki w kształcie kogucików
od nich usta robią się czerwone
jak kwiaty dzikich róż (rosną pod kościołem)
skrzynka do której dziadek wrzuci list
i wóz strażacki co pędzi ulicą
wtedy kury uciekają w głąb podwórek
jeśli nie zdążą ochlapuje je czerwień
czerwona pomadka na ustach ekspedientki
zawsze wydaje się za jaskrawa
za resztę można kupić garść kruchych krówek
tylko że teraz wszyscy patrzą
na czerwone lakierki ze stolicy
idą razem przez wieś - dziadek wiedział dużo o miłości i śmierci
uczył ludzi milczenia i szacunku do ziemi
zanim zaczął patrzeć na wszystko z pułapu
gromowej skazy na niebie był dobrocią
domy rozdzielał po wędrówce ze wschodu
z rządowym przykazem tak czule
że zapomniał o sobie
kiedy nie wracał długo z Warszawy dom trwał w milczeniu
uparcie w czekaniu sikorki otwierały dziobami za rześkie poranki
jaskółki zamykały za długie wieczory
a z każdym zamknięciem ubywało wielkiej kuli na niebie
kiedy ma się cztery lata bociany wydają się jakieś większe
psy za duże każda gąska do oswojenia a królik do przytulenia
ale kiedy wraca dziadek
nic się nie liczy można tak iść i iść przez wieś
aż minie pora obiadowa i wystygnie barszcz z ziemniakami
któregoś dnia dom zamilkł na rok i dłużej
zamilkł głośniej niż kiedykolwiek przedtem
później jaskółki zatrzasnęły drzwi stajni
stał smutny koń - nikogo nie trzeba było uczyć milczenia
łzy starych i młodych kobiet jednakowo chowały w kąty
tylko którejś długiej nocy zaskrzypiała stara szafa
i dziewczynka wyszła z niej z lalką i misiem
budząc perlistym śmiechem całą rodzinę
mówiono przy śniadaniu że dziadek wrócił na chwilę
i nikt nie ośmielił się odebrać zabawek
choć do urodzin było daleko
*



















Małgorzata Anna Bobak - założycielka i członkini Polskiego Stowarzyszenia Haiku. Członek zarządu Związku Literatów Polskich - Oddział Opole. Związana z Wolną Inicjatywą Artystyczną - WYTRYCH z Rybnika i z Poetami Pszczyńskimi. Laureatka konkursów poetyckich. Autorka sześciu tomików: Brzydka (2012), Żywot Pliszki (2012), Medalik bez łańcuszka (2015), Juzine (MINIATURA, Kraków, 2016), Co pachnie ciszej (El-Artpress, Wrocław 2018) i Papierowe serwetki (ANAGRAM, Warszawa, 2019). Jako twórczyni haiku zadebiutowała w 2017 roku na łamach 155th WHA Haiga Contest (Japonia). Jej utwory znalazły się w wielu antologiach. Publikowała na łamach Śląska, Wytrycha, Papierowego Żurawia, LiryDramu i Akantu. Wiersze prezentowano w Ogrodowych Czytaniach Czwartkowych, Zawierszujmy Bielsko, Gazecie Kulturalnej, Gazecie Pszczyńskiej, Migotaniach, Babińcu Literackim , KUZU (japońskim miesięczniku), ARTIST (Niezależnej Inicjatywie Poetycko¬satyrycznej), Mega*Zine Lost & Found, POST SCRIPTUM, w Biuletynie Literackim wydanym na 30 lecie ANAGRAMU, oraz na portalach: PoeciPolscy.pl, pisarze.pl, Sofijon.pl., Kuźnia literacka.
Prowadzi Salon Literacki przy Nyskim Domu Kultury oraz jest pomysłodawcą i głównym koordynatorem Nyskiej Nocy Poetów.

II
Iwona Sztachelska
Kości zostały rzucone
w czterech ścianach milczenia
krwiak boli najmniej i wcale nie muszę
się wstydzić że jestem ścierką którą można
wytrzeć podłogę i gębę rozmazać początek
z tulipanów i afrodyzjaków bez żadnej okazji
łza słona jak zupa
gorzka jak bilans strat bo po stronie zysków
jedynie dzieci zahukane jak noc
które przecież potrzebują ojca
sama sobie nie poradzisz kurwo
nic nie potrafisz
ślubowałaś
i tak nikt nie uwierzy
nie zapominaj kim jestem
gdyby nie ja zgniłabyś w tej dziurze
nawet pies z kulawą nogą...
nie mam żadnej kochanki gówno wiesz
wstawaj!
najbardziej krwawi samotność
i nie daje się ukryć za okularami Ray Ban
a tym bardziej za szarą sukienką z lumpeksu
za wykrętną odpowiedzią na straszne pytanie:
jak ty sobie bez niego poradzisz dziecko
*













Iwona Sztachelska – rocznik ‘83; niepoprawna polonistka i realistka; autorka „skutków ubocznych”; szlifuje kolejny tomik „spowiedź z milczenia”; skrzyżowanie kota z jeżem; Mieszka z Rzepą na Mazurach.

III
Olimbi Velaj
poza czasem
spalił się czas
ponad naszymi słowami
ponad krzykami ciał
najbardziej szalony
jaki znałam
chyba wszyscy wiedzieli
o naszym pragnieniu
widzieli to na własne oczy
my nadzy
w te przygaszone popołudnia
bez pomysłu na cokolwiek innego
byliśmy gotowi na śmierć
bez przeszłości
bez jutra
*
tłumaczenie Agnieszka Herman
*


















Olimbi Velaj - (ur. w 1971 r. w Mallakastrze) albańska poetka i dziennikarka. Ukończyła studia filologiczne na Uniwersytecie w Elbasanie, a następnie antropologiczne na Uniwersytecie Sofijskim. W roku 1999 była jedną z sygnatariuszek petycji przeciwko bombardowaniu Jugosławii przez samoloty NATO. Pisze artykuły do wielu czasopism albańskich (Ballkan, Gazeta Metropol). Jako dziennikarka uczestniczy w międzynarodowych projektach dotyczących zwalczania handlu ludźmi.
W 1998 roku wydała tomik poezji Çastet vdesin nën akrepa oresh (Chwile, które znikają pod wskazówkami czasu). Pięć lat później ukazał się nakładem wydawnictwa Aleph drugi tomik jej utworów: Qenia pasdite (Popołudniowa egzystencja) w wersji dwujęzycznej (albańsko-angielskiej). W 2005 r. reprezentowała Albanię na Międzynarodowym Festiwalu Poezji w rumuńskim Curtea de Argeș, gdzie nominowano ją do Nagrody Bałkańskiej.

IV
Marta Mazurkiewicz-Stefańczyk
Ugryź się w język
Chciałaś to powiedzieć
bez względu
na konsekwencje
Ugryź się w język.
Poczujesz smak krwi
w ustach
może to wystarczy.
*















Marta Mazurkiewicz-Stefańczyk – krakowianka, autorka tomików: "Linoskoczek", „Orzech”, „Mozaika” i „Trzecie oko” – książka została wyróżniona tytułem: Krakowska Książka Miesiąca w listopadzie 2019.
Dokonała wyboru i opracowania pozycji książkowych: "William Shakespeare, Myśli", tłum. Macieja Słomczyńskiego oraz "Dlaczego zając? Wiersze poetów krakowskich o dzieciach i dla dzieci".
Obecnie jej pasją, oprócz literatury, jest fotografia.
fot. Dariusz Stefańczyk

V
Iryna Starowojt
***
Chłoptasie-dyplomaci z emocjami emu,
nie mieści się wam w głowie,
że można urodzić się w komorze gazowej
i zamiast zdechnąć,
rosnąć jak toczygroszki,
napompować i kopnąć
futbolowy globus świata.
Że można
lubić ze wschodu na zachód.
Uczyć się dyfuzji prawdy i krzywdy
na szczegółowych nieprzypadkach codzienności,
przyjmując od was współczucie
i pomoc humanitarną ze słów.
I można w jednym pokoleniu
przejść z czegoś gazopodobnego
w wodę ognistą i łupki.
Jesteśmy narodem-źródłem energii.
Chłoptasie-dyplomaci z krajów,
w których zachodzi słońce,
teraz wam na wszystkich
został tylko dyplo-mat.
Szukajcie zioła na ludzkie szaleństwo.
Patrzcie i nie odwracajcie wzroku,
archiwizujcie screenshoty,
jak nasze chłopaki –
też pokojowe, jak rośliny –
nagle rosną na wojnę,
stają się kaktusami, agawami,
potem – tekilą.
Jak siwieją nasze dzieci,
jak zwęglają się nasze miasta,
jak trupy spadają z nieba,
jak żywi zakopują się w ziemi.
(Pierwszy anioł wzrok swój zakrywa.)
Jak jest wam strasznie
wygodnie
po drugiej stronie
ekranu.
30 sierpnia 2014
Przeł. Aneta Kamińska
*



















Iryna Starowojt (1975) – poetka. Urodziła się i mieszka we Lwowie. Pracowała jako docent katedry teorii literatury Lwowskiego Uniwersytetu im. Iwana Franki, obecnie docent katedry kulturologii Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu. W latach 2009-2011 prowadziła też zajęcia w Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu. Autorka dwóch tomików poetyckich: Wże ne prozori (1997) i Hroninhenśkyj rukopys (2014). Jej wiersze były publikowane w antologii Wschód – Zachód. Wiersze z Ukrainy i dla Ukrainy (2014; tłum. Aneta Kamińska) oraz w internetowej wersji pisma „Wakat” (tłum. Aneta Kamińska).

VI
Kla kla
kultura g.
za kilka lat poprosimy żeby jednak
schowała te piegi pomalowała paznokcie
rozjaśniła uczesała włosy uśmiechała się
by nam było miło sformatowała stopy do
butów na obcasie wydepilowała dzikość
zamiast krzyku lustro zamiast lasu wybieg
za głos za procę damy krzyż
odbierzemy weźmiemy
nabierze
kultury nawet nie zauważy
pod ciężarem sztucznych
rzęs w których tak jej ładnie
*


















Ka Klakla - urodzona w Krakowie. Pisze, maluje, projektuje, redaguje, fotografuje. Nie gra i nie śpiewa, ale tańczy i jest milczącą częścią zespołu Kriva Drina.
Poezja:
Publikacje w Babińcu Literackim, wyróżnienia i nagrody w konkursach poetyckich.
Antologia poezji 111 Babiniec Literacki i DF 2020
Fraza nr 1-2 2020 pismo literackie wyd. Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne Fraza
Almanach wierszy doraźnych BL 2020
Zbiór wierszy „Żałoba po kocie” DF 2020
Antologia pokonkursowa „Śpiewać każdy może” Nowa Ruda 2021
Proza:
Powieść „Łotrzyca” – Nagroda główna w IV edycji konkursu im. M. Słomczyńskiego, KA 2020
Opowiadanie „Szkarłat” – Nagroda główna w konkursie Pigmalion Fantastyki 2020
Antologie „Następni” oraz „SLApidarni” – KA 2019
Zbiór opowiadań „Pobudka” - Nominacja w Ogólnopolskim Konkursie na Autorską Książkę Literacką Świdnica 2020
Laureatka konkursu „Wiedźmy” Fabryki Słów 2021 – opowiadanie „Czerwony Las”

VII
Adrienne Rich
MARGANITA
przy dębowym stole pod wentylatorem na
suficie
pochylona Marganita podlicza
długi zmarłej kobiety.
Zrzuca z nóg sandały, popija
colę z puszki, wsuwa ostatnie banknoty
pod kandelabr. Jest tutaj,
bo nikogo innego nie było, kiedy jej wróg,
wyniszczony szkielet, umarł. Jej miłość.
Jej bliźniak.
Marganita najpierw śniła o infuzji,
intensywnej terapii,
chirurgicznej stali,
dopiero potem je zobaczyła. Jest taka
nieżyciowa,
przecież wiesz, mawiali.
To artystka, wyjechała.
Teraz, u siebie, Marganita klei skrzydła z
miedzianych piór, rozbija zielone i
bezbarwne
butelki na upuszczające krew drobiny,
roztłuczone w szablony piasku,
nacina lustra, aż popękają, i wtyka je
w wybielone morską wodą konary, upija
się złotym płynem o nazwie robaka,
zapomina
o swoim największym wrogu, bliźniaku;
nacina swój nadgarstek w urodziny.
Znowu śni jej się szpital.
Kiedy byli jednocześnie dziewczyną i
chłopakiem, chłopakiem i dziewczyną,
wykręciła mu ramię do tyłu
za to, że trzymał w kartonie sztuczne rzęsy
i paznokcie, kolekcję welonów, sznur
pereł,
dała za wygraną i słuchała jego opowieści
oddychała ich wspólnym oddechem, on jej,
mieli imiona, które znali tylko oni dwoje.
Marganita w mieszkaniu, w którym nikogo
już nie ma:
ani bratanka, ani bratanicy,
ani nikogo z parafii
—są w ukryciu, na emigracji, zaginęli?
dokąd wyjechali?
Marganita wraca, bo inaczej nie potrafi,
podsumowuje to, co zostało:
przemoczona deszczem książeczka
czekowa, portrety
wycięte nożykiem z albumu,
kolory zmielone na proszek, pędzle i
pałeczki
do malowania powiek, rzęs, brwi
perełki zapachowe do kąpieli, tubki
gliceryny
—zbytki martwej kobiety.
Marganita zajmie się
tym wszystkim. Zapłaci przynajmniej
czynsz za ostatni miesiąc. Skrzydła
wentylatora
unoszą rogi luźnych kartek,
światło, już coraz słabsze, sączy się przez
koronkę w oknie,
a ona musi wyjść coś zjeść. A więc
można sprowadzić nienawiść i miłość
do kilku kolumn z liczbami,
do bólu brzucha, do jednej dopilnowanej
sprawy, do tego, że coś się zrobiło.
1989
*
MARGHANITA
at the oak table under the ceiling fan
Marghanita at the table counting up
a dead woman’s debts.
Kicks off a sandal, sips
soda from a can, wedges the last bills
under the candelabrum. She is here
because no one else was there when wornto-skeleton
her enemy died. Her love. Her twin.
Marghanita dreamed the intravenous, the
intensive
the stainless steel
before she ever saw them. She’s not
practical,
you know, they used to say.
She’s the artist, she got away.
In her own place Marghanita glues bronze
feathers into wings, smashes green and
clear
bottles into bloodletting particles
crushed into templates of sand
scores mirrors till they fall apart and sticks
them up
in driftwood boughs, drinks golden
liquid with a worm’s name, forgets
her main enemy, her twin;
scores her wrist on a birthday
dreams the hospital dream.
When they were girl and boy together, boy
and girl
she pinned his arm against his back
for a box containing false
lashes and fingernails, a set of veils, a
string of pearls,
she let go and listened to his tales
she breathed their breath, he hers,
they each had names only the other knew.
Marghanita in the apartment everyone has
left:
not a nephew, not a niece,
nobody from the parish
—gone into hiding, emigrated, lost?
where are the others?
Marghanita comes back because she does,
adding up what’s left:
a rainsoaked checkbook, snapshots
razed from an album,
colors ground into powder, brushes, wands
for eyelids, lashes, brows,
beads of bath-oil, tubes of glycerin
—a dead woman’s luxuries.
Marghanita will
take care of it all. Pay if nothing else
the last month’s rent. The wings of the
fan
stir corners of loose paper,
light ebbs from the window-lace,
she needs to go out and eat. And so
hating and loving come down
to a few columns of figures,
an aching stomach, a care
taken: something done.
1989
*















Adrienne Rich (1929–2012) – jedna z najważniejszych, wielokrotnie nagradzanych amerykańskich poetek, wpływowa intelektualistka, eseistka i feministka. Nazywana głosem ruchu feministycznego i obrończynią praw mniejszości seksualnych. Oprócz zagadnień polityki tożsamości poruszała też w swojej poezji tematykę antywojenną, była zaangażowana w ruch praw obywatelskich i protesty przeciwko udziałowi USA w wojnie w Wietnamie.
*
Ludmiła Makuchowska-Hilton – literaturoznawczyni, tłumaczka. Absolwentka wrocławskiej polonistyki i anglistyki. Tematem jej pracy doktorskiej była angielska poezja metafizyczna. Obecnie pracuje nad przekładami zbiorów Adrienne Rich, Natashy Trethewey i Mary Szybist.
Redakcja przekładów: Ewa Rajewska i Kacper Podrygajło

Komentarze